
Płyta składa się z dwunastu kompozycji. Wszystkie łączy głęboki, charakterystyczny głos Olgi – ale bez obaw, nie jest to śpiew operowy, oraz specyficzne brzmienie generowane przez wspomniane już zabaweczki marki Casio. Dużo tu pogłosów, metalicznych dźwięków elektronicznej perkusji, efektów jakby wysamplowanych ze starego filmu science fiction lub horroru klasy B. Album prezentuje się bardzo spójnie i raczej nie należy słuchać go wybiórczo. Tworzy niepokojącą ścieżkę dźwiękową do tripu wgłąb własnego umysłu. Nie jest to podróż stateczkiem z różowym baldachimem po spokojnym jeziorze, raczej powolny spływ gęstą jak smoła rzeką w jądro ciemności. Oj, coś widzę, że udziela mi się psychodeliczny nastrój:) Najbardziej zapadające w pamięć momenty: gotycki Soundeaters z drażniącym uszy metalicznym pianinem, brzmiący awangardowo (ach ten twardy niemiecki!) Wendepunkt, narkotyczny, rozedrgany Deadlock, atakujący brutalnym basowym riffem i przetworzonym wokalem Artbroken, skrajnie minimalistyczny 3:44. Plus dwa dziwaczne, humorystyczne wręcz numery instrumentalne: zabawkowo-roboci Haunebu i chory, porąbany Dieselschnell (ten drugi właściwie nie do końca intrumentalny, ale głos został w nim dokładnie tak potraktowany – instrumentalnie).
Jest w tej płycie coś fascynującego i odpychającego zarazem. Przyznaję, że czasem trudno mi się jej słuchało. Polpo Motel wymaga stanu specjalnej wrażliwości, może nawet nadwrażliwości na dźwięki. Dźwięki, które drapią i szurają niczym coś na strychu w bezsenną noc. Nie dają zasnąć. Zapadają w pamięć. Trzeba znać. [m]
Strona zespołu: www.myspace.com/polpomotel
Podsłuchuję sobie majspejsa i powiem tak: gdyby tu użyć żywych instrumentów byłoby (miejscami) dużo lepiej.
OdpowiedzUsuńKIEDY wreszcie ukaże się ta WASZA DRUGA PŁYTA??? Żywe instrumenty niekoniecznie, wystarczy głos Olgi, to jest instrument!
OdpowiedzUsuń