
Jak zapewne wszyscy już wiedzą, Tesla jest koncept-albumem. Poświęconym osobie serbskiego wynalazcy, żyjącego na przełomie XIX i XX Nikoli Tesli. Daruję sobie w tym miejscu epitety "genialnego", "niedocenionego", "ekscentrycznego". Doceniłem robotę człowieka oblewając kolejne egzaminy, w których roiło się od indukcji pól magnetycznych, całek krzywoliniowych i reguł śrub prawoskrętnych. Kto ciekaw biografii - znajdzie ją w źródłach. Skupmy się na wydawnictwie.
Rok 2008 może zostać zapamiętany jako rok bardzo ładnie wydanych płyt. Nie tak dawno mogliśmy się cieszyć pięknym opakowaniem płyty Kings of Caramel, a tu dostajemy gustowny digipack w stylistyce art-deco (termin zaczerpnąłem z materiałów promocyjnych), charakterystycznej dla czasów współczesnych Tesli. W środku klimatyczne zdjęcia zespołu, a także rozkładany karton imitujący wydania ówczesnych gazet. Dzięki temu możemy wgłębić się w historię opowiedzianą na albumie - każdy utwór ma swoje miejsce na łamach "gazety" i wiąże się z różnymi aspektami działalności bohatera opowieści. Całość jest niesamowicie elegancka...
... tak jak elegancka jest zawartość muzyczna wydawnictwa. Mariusz Szypura jako multiinstrumentalista nie może pozwolić sobie na minimalizm i w swoje kompozycje wkłada mnóstwo wątków, smaczków, dźwięków, powodując, że końcowy efekt jest pełen finezji i dostojności. A całość spowija wyraźna mgiełka melancholii. Słuchając płyty myślami wracam do czarno-białych przedwojennych filmów, obecnie sprawiających wrażenie zupełnie nierzeczywistych. Do świata pełnego dżentelmenów we frakach, pojedynków na pistolety i wyśrubowanego kodeksu moralnego, w którym na pierwszym miejscu jest honor. Chciałbym, by do tej płyty powstał klip na modłę Tonight, Tonight Smashing Pumpkins. Jednak nie możemy zapominać, że album powstał w pierwszej dekadzie XXI wieku. Praktycznie w każdym kawałku czuć pierwiastek nowoczesności. New Yorker najlepszym tego przykładem. Kto wie, co czaiło się w umysłach muzyków, gdy komponowali Coil, w którym przestrzeń tworzy trąbka wespół z tłustym basem? I jakim cudem wpasował się w koncept plemienno-psychodeliczny A Flame? Zespołowi udało się stworzyć niesamowicie sugestywne utwory, w których głos pełni rolę nośnika, na osnowie którego mogą rozwijać się kolejne melodie.
Twórca Silver Rocket ma niebywałego nosa, jeśli chodzi o dobór wokalistów. Gościnnie na Unhappy Songs wystąpili m.in. Artur Rojek, Kasia Nosowska, Ania Dąbrowska, Novika. Dość zacny zestaw. Tesla nie poraża mnogością zaproszonych gości. Tomek Makowiecki oraz Marsija z Loco Star gładko wpasowali się w formułę zespołu i nadali płycie charakterystyczną aksamitną gładkość. Występ Moniki Brodki w Niagara Falls utwierdza mnie w przekonaniu, że w Polsce jest całkiem sporo ciekawych głosów, tylko marnują się w mdłych popowych schematach. Osobne słowa uznania należą się zespołowi za przeróbkę Space Oddity Davida Bowie. Nie dość, że rzecz nie zgrzyta w odniesieniu do całego albumu, to pozostawia po sobie przyjemny ładunek uduchowienia.
Wady? To nudna płyta:) Trzeba do niej docierać, trzeba ją rozbierać na czynniki pierwsze, by wyłapać przyczajony urok, trzeba jej poświęcić sporo czasu. Potem jest okres zachwytu nad kunsztem, nad bijącym z niej ciepłem. Przychodzi czas, gdy na top playlisty wspina się Edison. Obecnie jestem w trakcie tzw. fazy, mam ochotę się tą muzyką dzielić i hajpować ją przy każdej możliwej okazji. Ale też wiem, że ciśnienie wkrótce opadnie i pozostanie jedynie miłe wspomnienie zeszłorocznej jesieni. I zacznę szukać czegoś bardziej wyrazistego.
Panie Mariuszu - zapewne spodziewa się Pan, że Tesla nie zagości wysoko w podsumowaniach kończącego się roku. To zbyt kameralny produkt, by skutecznie atakować percepcję słuchacza. Owszem, pozostanie zauważony i doceniony, ale jego miejsce jest "obok" - obok mód, obok nurtów, obok zjawisk wszelakich...
Ale co z tego, skoro taka muzyka jest, cholera, potrzebna? [avatar]
Strona zespołu: http://www.silverrocket.pl
odnośnik do majspejsa warto dać
OdpowiedzUsuńhttp://www.myspace.com/silverrocketpl