30 maja 2010
Lee DVD: First I Love (Birdsong, 2010)
Lee DVD, znana też jako Brenda Lee DVD, znana z płyty Karola Schwarza Rozewie, znana też z zespołu Siupa. A tak naprawdę nieznana nikomu.
W notce na stronie ubiegłorocznego Off Festiwalu możemy znaleźć porównanie Lee DVD do CocoRosie (ryzykowne) i do Gudrun Gut, niemieckiej artystki tworzącej muzykę elektroniczną. Słychać tę fascynację berlińską szkołą eksperymentu dokonywanego w zaciszu domowym, eksperymentu intymnego, łóżkowego wręcz. Jest tu też coś japońskiego (chociaż artystka w profilu Myspace wpisała słowo klucz k-pop), zarówno kiczowato-pokemonowego, jak i odważnego, bezkompromisowego, w stylu Yoko Ono. Właśnie to nazwisko parę razy przyszło mi do głowy, gdy słuchałem First I Love.
Pierwsze wrażenie: to nie jest muzyka, której się słucha dla przyjemności. Suche laptopowe bity, nieprzyjemne zgrzyty, buczenie, trzaski, mechaniczne sprzężenia, podejrzanej proweniencji jęki, pozbawione melodii wokale i często rzucająca się w uszy „samplowość” niektórych motywów. Z drugiej strony jest tu jakaś przemyślana koncepcja artystyczna, nastrój – ni to, złowieszczy, ni to groteskowy – wreszcie, od czasu do czasu, niezłe melodie. Lee ma typowy dla artystów domowych chimeryczny styl śpiewania. Coś tam pomruczy, zanuci, zajęczy jak bezbronne zwierzątko, czasem nabierze metalicznego chłodu.
Spośród dziewięciu kompozycji wyróżniają się flirtujący z industrialem Exotic, Bloody Ladies z dramatyczną partią wokalną zanurzoną w mechanicznym, szeleszczącym sosie elektroniki, ostrzejsze momenty Border Of Skin, niepokojący This Is The End, czy wreszcie cover B.B. Kinga (!) Street Life z najbardziej wyeksponowanym „japońskim” wokalem Lee. Album ma również słabsze momenty, jak choćby w Mirror (Cocaine Girl In A Limbo), w którym fajną linię wokalną psuje wyjątkowo irytujący efekt syntezatora, albo w On The Left Side Of My Soul, w którym słychać, że artystka dopiero uczy się grać na gitarze (i jeszcze sporo nauki przed nią).
First I Love to coś dla miłośników prawdziwego podziemnego „indie-pendent”. Słychać, że Lee może być osobowością elektronicznego undergroundu, potrzebuje tylko kogoś do pomocy przy zamienianiu pomysłów w muzykę. Wokalnie jest naprawdę ciekawie, muzycznie tak sobie. Ekscentrycznością nie uda się zamaskować braków w kompozycjach. [m]
Płytę można pobrać stąd: http://birdsong.co.il/#ldvd
Strona artystki: http://www.myspace.com/brendaleedvd
Przeczytaj też Siupa: Lady Midday, Karol Schwarz All Stars: Rozewie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Ledwo skończył się tegoroczny, a my już myślimy o następnym. Pomarzyć zawsze można, dlatego wspólnie stwórzmy listę wykonawców, których chci...
-
WAFP! z dumą przedstawia: 01. Girls Overcome By Satan : Girl Overcome By Satan/ We Love Hair Police Since We Were Six EP - więcej 02. D...
-
To nie jest płyta przełomowa. Więcej, operuje w raczej dobrze znanych nam klimatach brzmieniowych. Ale co mnie to obchodzi – tego chce się ...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Ostatnio dwie sprawy zaprzątają mi myśli, te związane z szeroko pojętą muzyką vel kulturą. Pierwsza z nich szczególnie drażniąca. Trójko, ko...
-
Młody warszawski zespół, który już został okrzyknięty sensacją i (kolejną) nadzieją polskiej sceny alternatywnej. Zastanawiające, co było pr...
-
Tytuł może i kiczowaty, może i pompatyczny, ale idea chyba niegłupia - co powiecie na stworzenie listy najlepszych polskich płyt alternatywn...
-
Tajemniczy zespół grający fajne, bezpretensjonalne piosenki, od których nie można się uwolnić.
-
To, co nie do końca udało się Vermones, Sex Architects osiągają bez trudu.
-
Zanim odpowiem na to pytanie, pragnę wyraźnie zaznaczyć, że szanuję Go zarówno jako artystę, jak i organizatora i dyrektora festiwalu Off. ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz