8 lutego 2011

Obserwator: Johnny Essential


Kojarzycie film Scott Pilgrim vs. The World? Rudą Kim na perkusji? Krakowianie też taką mają. Tylko blondynkę. To już wystarczający powód, żeby zainteresować się twórczością grupy. Choć nie jedyny.

Dałbym sobie rękę uciąć, że ten zespół jest na wskroś brytyjsko-amerykański. Wokalista Filip to koszmar każdego speca od emisji dźwięku. Niechlujny, flegmatyczny, zadziorny i bezczelny. Reszta ferajny pewnie też przez lata nie zdejmowała koszulek Arctic Monkeys i The Libertines. Johhny Essential to esencja tego wszystkiego, co zdarzyło się podczas garage rock revival na początku obecnej dekady.

A Phantom In The Low zaczyna się zachowawczo. Zwykły indie-song. Ale z każdą sekundą zespół się rozkręca aż do „pierdut” w refrenie. To wystarcza, by połknąć haczyk. Od tej chwili trzeba mieć się na baczności - słodki wokal jest zwodniczy, gitary potrafią wyciąć świdrujący riff, a kawałek w ogólnym rozrachunku ma zadatki na koncertowego killera. Jazgoczące gitary z kolei pogrążają The New Style. To bardziej popisywanie się. I sam kawałek, mimo że hałaśliwy i energetyczny, jednak nie przekonuje do siebie. Ale to właściwie jedyna taka wtopa na tym demie. Zaraz potem dostajemy Five z obłędnie prostym gitarowo-basowym motywem. Takie rzeczy to tylko u Pixies! Mając na uwadze, że linie melodyczne to typowo brytyjska maniera, dostajemy dość ciekawy, schizofreniczny kontrast. I bardzo cieszy, że Johnny nie skupia się wyłącznie na odegraniu zwrotek i refrenów - ta kapela lubi pomęczyć instrumenty, wytwarzając ściany dźwięku nieskażone wokalem. Dzięki temu ilość zgrzytów i sprzężeń jest wystarczająca, by usatysfakcjonować słuchacza. Dreams In Gold to rzecz okołoballadowa. Przynajmniej na początku. Ależ panuje w nim napięta atmosfera! Mimo że początkowe sekundy są ugładzone, to czuć, że za chwilę zespół zerwie się z łańcucha. Ale zanim to zrobi – wejdzie na tereny zarezerwowane dla wczesnego Blur. A potem już jazda i wściekłość. To jest pyszne! Ostatni kawałek Pick Up The Phone również daje radę. To znów genialny w swej prostocie pochód basowo-perkusyjny. Filip w tym utworze skanduje niczym wokalista wspomnianych Arktyczny Małp, refren opanowały mini-solówki, a całość ma rebeliancki wydźwięk. Prawdziwa eksplozja pryszczato-piegowatego gitarowego rocka.

W ubiegłym roku mieliśmy kilka udanych hałasujących wydawnictw. Krakowianom jeszcze trochę do nich brakuje. Niedbałość z jednej strony urzeka, ale też pozbawia muzykę spójności. A może to tylko kwestia jakości nagrań (demo brzmi strasznie sucho)? W każdym razie, z takim materiałem koncerty w ciasnych klubach powinny być wyniszczające! [avatar]

Demo do pobrania ze strony zespołu.

Strona zespołu: http://www.myspace.com/johnnyessential

3 komentarze:

  1. Ale wizerunek mają jak jakiś zespół z castingu, jak The Subways. Taki żurnalowy rockendroll. Niby z pazurem ale takim trochę ściemnionym. Może fajne ale naiwne.
    Może ich płytę wyda H&M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... a czy w Polsce kojarzy ktoś jakiś indie-zespół z castingu? Mamy tak biedny muzyczny rynek, że nie opłaca się wkładać pieniądze w zespół grający na gitarach, bo pieniędzy z niego nie będzie. Gdyby H&M chciało w ten sposób przyciągać młodzież, już dawno z siebie wyplułoby jakiś zespolik, kiedy takie indie było popularniejsze. Tak więc fajnie, że młodzież się nosi modnie, a angielska, ale w castingowość polskich zespołów indie to nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eee tam stylówa. Dla mnie to nie ma większego znaczenia. Ważne, że jakiś tam potencjał jest. Może brakuje trochę własnej inwencji i akcentu. Ale na krajowym podwórku, na którym poza kilkoma zespołami wszystko wywołuje u mnie zażenowanie i tak się wyróżnia. A "A phantom in the low" kopie jak trzeba.
    No i do zespołu - więcej pani perkusistki na zdjęciach!!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni