15 maja 2012

Minerals: White Tones (Metal Mind, 2012)


Tak się nagrywa debiuty!

Filip Pokłosiewicz dwa lata temu był zupełnie innym człowiekiem. Udostępnione wówczas utwory przedstawiały go jako tajemniczego, introwertycznego faceta z gitarą, nie do końca świadomego siły oddziaływania swojego głosu. Teraz to już przeszłość. Na fonograficznym debiucie z pełnoprawnym zespołem Filip się odkrywa, daje upust możliwościom wokalnym i operuje tyloma środkami ekspresji, że wiadomo o facecie prawie wszystko i z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, jakie czyta książki, z czym jada pierogi i czy skrupulatnie segreguje śmieci. Jedno się nie zmieniło. Wciąż aktualny pozostaje anonimowy komentarz pod naszym tekstem dwa lata temu: „Nie wiem jak on namówił Thoma, żeby wyśpiewał mu wokale i udawał że to nie jego...”

Ci, którzy znają demo Pokłosiewicza sprzed dwóch lat, odnajdą na White Tones kilka znanych utworów. Nowe wersje stawiają osłuchane kompozycje w innym, interesującym świetle. Discount to już nie mroczna mruczanka z pełnym pasji finałowym wybuchem. Obecnie to rasowy rocker z ciętym riffem, jęczącą gitarą, nerwową perkusją i wyraźną linią basu. W 01010110 nic nie pozostało z mandolinowo-beirutowskiego klimatu - teraz to majestatyczna pieśń z chóralnym zaśpiewem oraz ciekawą zmianą kierunku w drugiej części utworu - w stronę rzężącej, hałaśliwej kakofonii. Thin Times przypomina w zarysach oryginał (wers We may or we may not wciąż przyprawia o ciary), jednak dwóch gitarzystów w składzie sprawia, że nowe elementy wyłuskuje się z przyjemnością.

No właśnie, oprócz wokalisty jest jeszcze zespół. To nie są znani muzycy, ale też nie nowicjusze. Dzierżący bas Tomasz Jacak jeszcze nie tak dawno temu krzyczał do mikrofonu w formacji Max Weber, a Andrzej Ratajczak i Przemysław Buchelt wydali płytę sygnowaną nazwą Less Is More. Ci muzycy wspólnie stworzyli album mocno zakorzeniony w brytyjskim rocku o coldplayowskich powinowactwach. I być może obrana stylistyka będzie największym minusem albumu. Parafrazując słowa Borysa Dejnarowicza, dziś już takich gitar się nie słucha. To prawda, na White Tones nie ma miejsca na przestery i dancepunkową perkusję. To zachowawcze, gitarowo-popowe wydawnictwo, które mogłoby zachwycać dziesięć lat temu. Więc co? Nuda? Wręcz przeciwnie! Uważne odsłuchy ujawniają sprytnie zakamuflowane dźwiękowe rodzynki.

Płytę pilotuje (przynajmniej w radiowej Trójce) kawałek Fable. Hmm... jest to najgorszy utwór w zestawieniu. Niby radiowy, ale taka jest większość pozostałych kompozycji. Fable jest bezpłciowe, zbyt poprawne, a stadionowe lalala w drugiej części wręcz irytuje banalnym patosem. Na singiel o wiele lepiej nadaje się znane już wcześniej Hearts&Sea. Ta wolno rozwijająca się pogodna melodia z każdą minutą nabieraja ożywczej przestrzeni. Podobnie skonstruowane Last Time również z chirurgiczną precyzją prowadzi od akustycznego mruczenia do żywiołowej kody. Właściwie każdy numer to potencjalny singiel. Mistake z ujmującą płaską perkusją i garażowymi przerywnikami, śliczne Fast Forward (doskonały przykład, że można zrobić świetną piosenkę za pomocą „aaa-łooo-aaa-ło!”) czy So Sure, w którym dochodzi do idealnego mariażu gitary akustycznej i elektrycznej. Is This Love dzięki masywnym gitarom (trochę w stylu wczesnego Snow Patrol) wręcz prosi się o zajęcie pierwszego miejsca w koncertowej setliście. A największy skarb kryje się pod numerem dziewięć. Ciężko powiedzieć mi o Back Track cokolwiek, co nie byłoby miałkie i oddałoby perfekcyjność tej perełki. Tu wszystko jest śliczne: melodia, tekst, sposób śpiewania, gitarowa „kaczka” przewijająca się przez cały utwór i porażająca, rozświetlająca ciemności, zamykająca całość solówka...

Bardzo dobrą robotę zrobił producent Grzegorz Mukanowski. Człowiek ma wyczucie klimatu i dzięki niemu płyta kipi od smaczków, pogłosów, delayów i delikatnych zniekształceń. Jestem pod wrażeniem pomysłów na zgranie poszczególnych instrumentów, ich wzajemnych powiązań i roszad. To wielowarstwowa muzyka, dobrze przemyślana i zagrana z wyczuciem.

Debiut Minerals jest skazany na sukces. Mam nadzieję, że Metal Mind nie poskąpi funduszy na promocję i White Tones trafi pod radiowe strzechy. Choćby i z tego powodu, że to w tej chwili jedyny zespół, który jest w stanie zmusić odrodzone Myslovitz do napisania kilku nowych epokowych songów. [avatar]



Strona zespołu: http://www.facebook.com/minerals.music

5 komentarzy:

  1. dobre! niezła jakość nagrania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprzez Hearts & The Sea doświadczyłem wszystkich standardowych, typowych dla mnie objawów oczarowania muzycznego (czy jak tam ten stan nazwać). Niech no mi tylko w rąsie wpadnie cała płyta. Kiwam głową z uznaniem i wyciągam kciuk w górę ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu komentować? Wszystko już zostało tutaj napisane. Kupię drugi egzemplarz płyty, bo ten pierwszy niedługo będzie zajechany. Słucham tej płytki kilka razy dziennie i nie mam dość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest jeszcze jeden zespół gotów zmusić Myslo do refleksji. http://www.youtube.com/watch?v=LBEwL4uWLBg

    OdpowiedzUsuń
  5. To oni jeszcze istnieją? Uber cool!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni