Trzecie długogrające wydawnictwo polsko-niemieckiej artystki
to konsekwentne rozwijanie konwencji zapoczątkowanej w 2011 roku.
Gdy porównać nowy album z debiutem The Name Of The Girl Is, widać przede wszystkim skok aranżacyjny. Dziewczyna
dała się poznać jako lekko zwariowana trzpiotka z gitarą basową, która miała
pomysł na siebie, ale brakło finansów na wypełnienie kompozycji ciekawymi
dźwiękami - za bardzo było czuć komputer i tanie sample. Digital Dissidents to już erupcja możliwości, które daje dobre
studio i żywi muzycy: dobre bębny, różnorakie przeszkadzajki i instrumentarium
oraz przede wszystkim - liczne ścieżki wokalne. O tak, w tym Livki czuje się
jak ryba w wodzie – co utwór to popis chórków, wokaliz, zmian oktaw i przede
wszystkim młodzieńczego wyszczekania. Dziewczyna ma dużo do powiedzenia, wręcz
atakuje słowami, ilość tekstu w utworach przytłacza.
Co prawda Digital
Dissidents koncept albumem nie jest, ale teksty krążą wokół dzisiejszego
cyfrowego świata i różnych aspektów z nim związanych. Olivia chce być artystką
zaangażowaną - podejmuje temat globalnej wioski, przepowiada nadciągające
różnorakie konflikty, wręcz wykrzykując War
is coming!, bądź pochyla się nad codziennymi uciążliwościami wirtualnego
świata: jest o internetowych trollach czy instagramowych influencerach. Nic
odkrywczego, choć dalekie od banału. Niestety – to wszystko ma małą siłą
rażenia. Dziewczyna dwoi się i troi, by urozmaicić przekaz, ale robi to dość wąskim
wachlarzem emocji. Owszem, lubi sobie pokrzyczeć, ale ten krzyk jest taki „popowy”,
w stylu Michaela Jacksona nawołującego heal
the world. Dodatkowo przekaz potrafi popsuć paskudnym patosem. Wave In Rage czy Reconciliation są zwyczajnie… łzawe. Patetyczne i mdłe. Brakuje mi
mocno na płycie - jak to ująć? - większego przejęcia, o czym się śpiewa. Nutki
depresji? Niepewności? Lęku? Czegoś, co słuchacz odebrałby bardziej duszą niż
słowem?
Ale gdy chcemy posłuchać albumu z bardziej hedonistycznych
powodów, ma prawo się podobać. Uwielbiam gospelowy, kroczący wstęp do kawałka
tytułowego (tak, tu są ślady nieoczywistych emocji!), trans i perkusyjny groove
w #Collapse przyjemnie głaszcze
trąbkę Eustachiusza, nie sposób nie poddać się tłustemu basowi w DYI Cinderalla. I przede wszystkim
wokalizy, wyczuwalna energia oraz zabawy wrodzonymi warunkami głosowymi - Digital Dissidents bez problemu znajdzie
swoich fanów.
Olivia Anna Livki jest jakaś. Ma pomysł na siebie i ma
aspiracje do tworzenia rzeczy ponad przeciętny electro pop. Mam nadzieję, że z tą
płytą jej kariera nabierze jeszcze większych rumieńców. Tylko chciałbym, by do
słyszalnych inspiracji Arethą Franklin dołączyła szczyptę PJ Harvey i wywaliła
balladową Madonnę. Nie zaszkodzi spróbować. [avatar]
Strona artystki: http://www.oliviaannalivki.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz