Kawałek Gorzowa w naszym smutnym świecie.
Nie zgadzam się z tytułem płyty, jest mocno krzywdzący. Bo
choć album rozpoczynają słowa Kochanie,
nie smuć się/ Bo mi serce pęknie, to przecież ich odbiorcą nie musi być
tylko dziewczyna, prawda? Generalnie jest tu sporo truizmów i banałów, by nie
rzec klisz, ale podanych w tak szczery, bezpretensjonalny, „gorzowski” sposób,
że chłonie się je jak prawdziwe historie z życia. Taki mały realizm magiczny.
Pierwszy z brzegu przykład? Oddalamy się
/ Aby być bliżej, być bliżej, być bliżej. Pretensjonalne? Może na papierze,
ale nie w połączeniu z muzyką Brożka.
Bo tak naprawdę dopiero połączenie minimalistycznego electro
popu z często afektowanym głosem Brożka i wspomnianymi „sztampowymi” tekstami
robi największe wrażenie. Kompozycje są bardzo skromne, okrojone z ozdobników,
pozbawione rozbuchanych popisów czy przejść, choć często wzbogacone o jakiś
niebanalny dodatek, dysonans burzący obraz „łatwej i przyjemnej”. Zwykle już od
pierwszych sekund wiadomo o co chodzi – czy będzie tanecznie, czy pościelowo.
Spotkałem się z (krzywdzącymi) opiniami, że to takie disco polo, tylko z
pretensjami artystycznymi. Nie wiem, czy artysta poczułby się urażony na takie
porównanie. Ja od jakiegoś już czasu staram się podchodzić do pewnych gatunków
z dużą dozą zrozumienia – nawet tych skrajnie nielubianych, uważanych przez mój
mózgowy płat rozsądku za obciach.
Być może dla niektórych z was przebicie się przez pierwszą
warstwę zażenowania i niepokoju, że „to może być wieśniackie”, będzie
zwyczajnie niemożliwe. Dla mnie jest to klasyczne guilty pleasure, płyta, którą uwielbiam konsumować na osobności,
gdyż puszczenie jej w większym gronie wymagałoby serii tłumaczeń i uzasadnień.
Cóż, są tu piosenki świetne. Jak choćby wspomniane Kochanie z zapadającymi w pamięć brzdąkaniami – takie to skromne, a
jakie dopracowane (druga zwrotka ciutkę zalatuje Królem, nie sądzicie?). Jak Owoce, z tym aroganckim discobitem i
tęsknym zawodzeniem o oddalaniu się i przyciąganiu (i ta zepsuta melodyjka w
końcówce – majstersztyk!). Jak Romantyzm
z rozlewającymi się gitarami i chórkiem na wyciszeniu, jak Czujesz z pojawiającym się nagle znikąd basem, który snuje się
gdzieś obok głównego rytmu i tworzy jakby trójwymiarowe tło dla zwyczajowo
prostej aranżacji. Ciekawie wypada też Czat
wideo, w którym Brożek śpiewa trochę jak Krzysztof Ostrowski z CKOD, a
całość jest bardzo w stylu prehistorycznego electropunka. Nie bardzo rozumiem
za to sens utworu Księżycowe kamienie,
który kojarzę jeszcze z zamierzchłych czasów z repertuaru
Karotki (Magdy Turłaj, znanej m.in. z Kawałka Kulki) – nie za bardzo
mi pasuje do reszty utworów, tworzących dość spójną całość.
Brakowało mi tego bajkowo-magicznego muzycznego Gorzowa.
Dobrze, że ciągle jest i od czasu do czasu o sobie przypomina. [m]
*Załóżmy, że zaczyna się ona wraz z powstaniem blogosfery
muzycznej traktującej o polskiej muzyce niezależnej, czyli lata 2006-08.
**Zostawiłem to celowo ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz