12 czerwca 2012

Kapela Ze Wsi Warszawa: Nord (Karrot Kommando, 2012)


Ktoś jeszcze czeka na piąte płyty?

To już piętnaście lat, odkąd folkowa Kapela Ze Wsi Warszawa funkcjonuje sobie w muzycznym światku. Każdy kolejny album dokładał cegiełkę w ewolucji grupy. Aż nastąpił krach i szeregi zespołu opuściły dwa jego filary - Maja Kleszcz i Wojtek Krzak. Można sobie wyobrazić zamęt, jaki powstał wśród pozostałych członków grupy, ale wraz z premierą Nord wszystkie obawy zostały rozwiane. Osierocony zespół w niczym nie przypomina skamlącego, poranionego wilczka; wręcz przeciwnie - zadziałała zasada, że jeśli coś cię nie zabiło, to tylko cię wzmocni.

Tytuł wydawnictwa może być mylący i niepotrzebnie kieruje uwagę słuchacza na odnajdywanie nawiązań do muzyki Północy. Zaproszenie do współpracy Hendningarny nie spowodowało radykalnych zmian kierunku, w końcu zespół wypracował na tyle charakterystyczne brzmienie, że rola Szwedów ograniczyła się wyłącznie do dodania jednego kolorowego szkiełka do kalejdoskopu barw zawartych na albumie. Więcej słyszę celtyckich druidów niż skandynawskich Wikingów. A poza tym otrzymujemy Kapelowy standard - ekspresową wycieczkę po dawnej Europie: zaglądamy nie tylko pod staropolskie strzechy, ale przechadzamy się brzegiem gorących bałkańskich plaż, tańczymy z żydowską pięknością, pasiemy owce na stokach Bawarii i wypiekamy chleb w zapomnianej rosyjskiej wiosce.

Mała dygresja: słuchając n-tej płyty jakiegoś zespołu można zauważyć niepokojące zjawisko. Z każdym kolejnym albumem zwiększa się ilość tekstu w utworach, tak jakby artyści brak dobrych pomysłów próbowali zamaskować lawiną linii melodycznych. Przegadanie czy też prześpiewanie zabija całościowy odbiór. KZWW zaliczam do chlubnych wyjątków. Im wciąż chodzi o muzykę. Wszystkie te gwarowe przyśpiewki stanowią mocny trzon płyty, ale bazą wciąż pozostają instrumentalne, transowe odjazdy. I to jest dobry moment na pochwalenie produkcji. To wymarzona pozycja dla audiofilów. Mnogość instrumentów, selektywność brzmienia, wielopłaszczyznowość i gęstość dźwiękowych niuansów powoduje, że nawet konwersja do formatu mp3 zachowuje wiele z pierwotnej dostojności (oczywiście mówię o słuchawkach). Można nie lubić folku, można nie rozumieć światowego fenomenu Warsaw Village Band, ale płyty warto posłuchać, by przekonać się na własne uszy, jak brzmi wysokobudżetowa produkcja z górnej półki.

Nord nie jest singlową płytą, choć pewne kompozycje się wybijają już po pierwszych przesłuchaniach. Od razu zauważyłem Hola byśki hola (co oni spiewają w refrenie?), robi wrażenie „antywojenne” Bendzie wojna, zaśpiewana a capella Kołysanka konopna (która nie gwarantuje spokojnego snu), jazzująca Moja dolo czy pięknie wieńczące całość Step owy. Słuchane na wyrywki cepeliowy Kujawiak Czart czy oberkowa Polka emigrantka mogą odrzucać zbytnią zachowawczością w stosunku do oryginalnych korzeni, jednak spożywane całościowo świetnie funkcjonują w swoim czasie i miejscu.
Duma! [avatar]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni