30 września 2013

Pojedynek: Oslo Kill City kontra Special Guest Appearance


Północny zachód kontra południowy wschód. Poznań przeciwko Nowemu Sączowi. Fight!

Oslo Kill City: Our Private Safari EP (wyd. własne, 2013)


Pisaliśmy o nich dwa lata temu, ale dopiero Our Private Safari zespół uważa za pełnoprawną artystyczną wypowiedź (EP-ka doczekała się wydania na CD). Trochę zmieniło się przez ten czas - trio okrzepło, jest sprawniejsze techniczne, a i wokalista pewniej czuje się za mikrofonem. Inspiracje pozostały te same - trochę Interpolu, szczypta postpunkowego basu i depresyjne linie melodyczne. Choć najwięcej powiązań słyszę tu z krakowskim New York Crasnals. Proszę posłuchać The Stockholm Syndrome i wczuć się w charakterystyczną transowość partii gitar. Całe szczęście, że Bartek Filid ma cieplejszą barwę głosu niż posągowy wokal Jacka Smolickiego, dzięki czemu skojarzenia nie są tak nachalne.

Wypada pochwalić zespół za utwór tytułowy. To fajnie zbudowany kawałek, który zaczynając od pojedynczych brzęków gitary sprytnie rozwija się w coraz głośniejszą wymianę zdań wszystkich instrumentów. Choć to znów mocno Interpolowa rzecz, słychać też, że producent nie słuchał Turn On The Bright Lights. Gdyby tak było, starałby się wyciągnąć z piosenki więcej koledżowo-inteligenckiego sznytu. Za to ostatni kawałek Mumble Core to delikatny romans z shoegaze'owym rozmemłaniem. Romans wyszedł tak sobie, oprócz dobrze wyeksponowanej i ciekawej partii basu. A więc witamy Oslo Kill City na gitarowej scenie. Do euforycznych zachwytów daleko, w tej chwili zespół jest na wysokości Crack of City Crasnalsów. Ale nagranie rzeczy na miarę Faces And Noises We Can Make jest jak najbardziej w zasięgu ich możliwości.


Strona zespołu: https://www.facebook.com/OsloKillCity

Special Guest Apperance: Showtime! EP (wyd. własne, 2013) 


Nowy Sącz nie ma zamiaru smęcić, Nowy Sącz się bawi! SGA też proponuje trzy kawałki, ale takie, które zmuszają do żywiołowych podskoków i rytmicznych potrząśnięć głową. Showtime Silhouette to taki klasyczny indie hicior. Pełen energii i werwy riff przewodni, nośna melodia, dziarskie chórki w refrenie i wyszczekany wokalista za mikrofonem. Na koncertach takie rzeczy zazwyczaj dobijają publikę, zapewne będzie i tak w tym przypadku. Unstoppable (Strapped and Fitted) to też mocno energetyczna rzecz, ale z zupełnie innej bajki. Oj, jak dawno nie słyszałem rapowania w zwrotkach. Kiedy to nu metal był na topie? Ale to też nie ten kierunek. Chłopakom udało się wykrzesać z gitar i funk, i garść leciwego hard rocka. Wyszło nawet intrygująco (Clawfinger się przypomniał), ale pozytywny odbiór psuje zbyt rockistowski refren. Dla mnie zaśpiew No cries now, I'm on fire jest odpowiednikiem prężenia muskułów przed głupiutkimi licealistkami. Into the Darkness to znów odbicie w jeszcze inną stronę. Wydaje się, że zespół chce grać brytyjskiego indie rocka, ale refren ujawnia całkiem inne inspiracje. Jesteśmy na poletku uprawianym przez 30 Seconds To Mars i setki innych zespołów z ładnie krzyczącym ładnym wokalistą.

Trzy kawałki, trzy różne klimaty. Czyli ta EP-ka to pole doświadczalne przede wszystkim dla samego zespołu, w jakich warunkach sprawdza się najlepiej. Na zbieranie fanów przyjdzie czas później. Teraz lajki lecą za ogólną sympatyczność, ja za Showtime Silhouette też dałem, ale mocnym awansem.

Strona zespołu: https://www.facebook.com/SpecialGuestAppearance

Milej czas mi upłynął przy Oslo Kill City. Bo tak. Bo jesień to czas dołersów. A więc poznaniacy górą! [avatar]

2 komentarze:

  1. Dużo fajnych rzeczy prezentujecie. Zawsze jakieś ciekawostki można tu dostać. Porównanie do Interpolu w przypadku pierwszego zespołu na pewno trafione?

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mam zrobić. Słyszę tu sporo Interpolu, choć bardziej z tych późniejszych płyt. [avatar]

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni