10 listopada 2010

Elephant Stone: Elephant Stone 2010 EP (wyd. własne, 2010)


Słuchając nowej EP-ki ekipy z Częstochowy lubię sobie od czasu do czasu pomyśleć, że zespół tym razem postanowił zrobić na złość [avatarowi] i nagrać kawałki, które mu się spodobają :)

Dwa poprzednie wydawnictwa nie przekonały mnie do Elephant Stone. Największym grzechem zespołu była wyczuwalna sztywność. Wszystko było takie poprawne, zaplanowane, beznamiętne, a pozornie rock’n’rollowe kawałki brzmiały jakby rejestrowano je na jakiejś majówce. Ale to już przeszłość, grupa oswoiła się z rejestratorami dźwięku i nie czuje się już w studiu tak niezręcznie jak słoń w składzie porcelany.

Oprócz większej dawni luzu w muzyce Elephant Stone niewiele się zmieniło. Może utwory mają lepsze refreny, może muzycy grają sprawniej i spod palców wychodzą coraz bardziej skomplikowane riffy, ale... to wciąż niższa liga. Zresztą zespół chyba świadomie nie celuje wyżej. Grają sporo koncertów, mają całkiem spore grono oddanych fanów i dobrze czują się w swojej niszy. Autentyzm, nawet ten harcerski, jest zawsze mile widziany.

Najlepszych jego przykładem jest otwierająca wydawnictwo 20. Polorockowe pitu-pitu z tekstem nakierowanym ma wrażliwość zakochanych dwudziestolatków nie nastraja pozytywnie. Lepsze rzeczy dzieją się na Schizo. Wokalista fajnie zdziera gardło, śpiewa na granicy krzyku, piosenka ma w sobie coś zadziornego. Krótko a treściwie! Ostatni dzień lata to sympatyczny gaworzący riff, niezła melodia i całkiem przyjemne fałszowanie w refrenie.

Na EP-ce zespół postanowił umieścić swój największy dotychczasowy przebój Cztery – i słusznie, szkoda, by odszedł w zapomnienie - jednak tuż obok znajduje się kawałek, który może go zdystansować. Mowa o kompozycji Te same błędy. Słychać, że chłopaki czują takie granie i drzemie w nich energia. Świetny pomysł z przenikającymi się głosami obydwu wokalistów w refrenie, wyczuwalna bezczelność i buntowniczy tekst sprawiają, że zespół może z powodzeniem startować z tym utworem w festiwalowych konkursach. Na zakończenie dostajemy auto-ironiczny Niestety to koniec. Rzecz happysadowa, ale pod koniec piosenki chłopcy smażą ciekawy riff, który przewietrza dość toporną linię melodyczną.

Fajnie obserwować progres kapeli. Co prawda zespół rozwija się wolniej niż polska scena gitarowa, więc muzycy muszą być przygotowani na zarzuty „niemodności” takiego grania, ale wiarą w siebie i uporem można zdziałać wiele. Chciałbym, żeby kapela w przyszłości bardziej postawiła na buntowniczość niż hity dla dziewczyn, ale to tylko moje chciejstwo. Grajcie dalej! [avatar]

Strona zespołu: http://www.myspace.com/elephantstonemusic

Przeczytaj też Elephant Stone: Nie mamy wyjścia, Elephant Stone EP

3 komentarze:

  1. Czasami tak bywa, że trzeba pisać dla dziewczyn, żeby jakoś z tego grania wyżyć. Rozumiem chłopaków o co chodzi, bo sam telepię się po polskiej scenie z kapelą. Chcesz grać całkowicie ambitnie, niestety to nie w Polsce, bo nic do garnka nie wrzucisz. Taka prawda, branża to kur....
    P.S. Swoją drogą recenzja Cuba de zoo, przecież grają takie słabe coś, a dostali takie dobre noty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko Cuba de zoo, tutaj jest mnóstwo gównianych kapel wychwalanych po niebosa.
    Nie rozumiem tylko czemu ES ciągle dostaje od WAFP. Sprawia wrażenie mało ambitnego i te porównania do Happysad oraz porównania do harcerskich piosenek.To samo było w poprzednich recenzjach ich wydawnictw, a nawet było gorzej...
    Może avatar ma z nimi jakiś problem - nie lubi ich, nie potrafi do niczego innego porównać albo jest fanem polskiego gówna. Ja słyszę w tej muzyce luz, melodie, chwytliwe refreny, fałszowanie na wokalach które słychać że było zamierzone. Dlatego prędzej porównałbym ich muzykę do klasyki amerykańskiego luźnego gitarowego grania (Pixies, Guided by Voices, Pavement) a nie klasyki polskiego gówna. Te opisy ich muzyki w recenzjach avatara są absurdalne. Wydaje mi się właśnie że dla niektórych Elephant Stone jestem problemem. Bo ich muzyki zwyczajny słuchacz nie jest w stanie załapać. Avatar wydaje się być takim słuchaczem i wymyśla jakieś banalne porównania. A dla mnie ich muzyka wydaję się być bardzo oryginalna jeśli chodzi o naszą gównianą sceną muzyczną.

    Może u mnie bierze to się z tego że znam chłopaków i byłem na kilku ich koncertach i słyszę co chcą osiągnąć i całkiem dobrze im to wychodzi.

    do Anonimowego
    Jednego nie rozumie jak można z grania dla dziewczyn wyżyć. To znaczy że z grania dla chłopaków to się nie wyżyje?? Dziwna opinia. Zwłaszcza że w tym kraju nie da się żyć z grania muzyki. Trzeba mieć dużo szcześcia, kasy, znajomości żeby zaistnieć na polskiej scenie i z tego żyć.

    _______
    Kuba

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda Kuba wszystko co napisałeś. Ja napisałem z tym graniem dla dziewczyn bardziej z przekąsem. Z tymi recenzjami na tym blogu jest bardzo dziwnie, wręcz często absurdalnie, a miał chyba być bardziej alternatywny i awangardowy. Grunt, że są jeszcze ludzie co szukają czegoś więcej. Trzymam kciuki za Elephanta, Pornohagen i wielu dobrych polskich zespołów, które niestety przegrywają z polskim badziewiem przez branże, która jest słaba jak cholera. A żeby nie było anonimowo sam mam kapele. Pozdro Sławek z James Dead.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni