26 czerwca 2011

Milcz Serce: Milcz Serce (wyd. własne, 2011)


Smutek nas uzależnia.

Płyta tego mysłowickiego zespołu była gotowa już grubo ponad rok temu, kiedy to jej fragment poznaliśmy jako pięcioutworową EP-kę. Od tamtego czasu zespół próbował znaleźć wydawcę longpleja – bez skutku. Niedawno postanowił udostępnić materiał w internecie – dzięki temu mamy wreszcie szansę poznać ten wyjątkowy concept album w całości. I zadumać się po raz kolejny nad beznadziejnością polskiego przemysłu muzycznego, który ignoruje takie perły.

Wspomniane pięć utworów opisałem już dość szczegółowo w Obserwatorze i do tamtego tekstu odsyłam zainteresowanych, którzy nie mieli jeszcze styczności z muzyką Milcz Serce. Dodam tylko, że czas dobrze się z nimi obszedł – Umieram ciągle robi ogromne wrażenie, a instrumentalne Tango za każdym razem onieśmiela cudownym dialogiem gitar.

Jeśli słyszycie o tym zespole po raz pierwszy, wiedzcie, że Milcz Serce zawiera jedenaście wyrafinowanych popowych utworów, jakich niewiele usłyszymy w naszym języku. Ciągle nie mogę uwolnić się od analogii z albumem Play Forever. To ten rodzaj starannie zaaranżowanej, dążącej do brzmieniowej perfekcji muzyki. Z tym, że u Milcz Serce jest więcej neuroz, ciemnych emocji; jest tu sporo soulu i Grega Dulliego w polskim wydaniu. Już pierwsza piosenka, Dwusylabowe gwoździe, mówi o zawartości płyty prawie wszystko. Powolne tempo, wyeksponowany bas, ulatujące w przestrzeń smugi gitarowego noisu, cała masa smakowitych drobiazgów poutykanych w szkielecie kompozycji, melodyjny wokal i chórki, atmosfera gęstniejącego smutku i niepokoju. Przedział dla początkujących to zaskakująca ballada pozbawiona pulsacji sekcji rytmicznej, wypełniona delikatnymi, zmysłowymi wokalami. W piosence Metalicznie srebrny blond te wokale w końcówce zlewają się w psychodeliczny szum, którego nie powstydziliby się The Flaming Lips. Wściekłe mango (tytuły bywają dziwaczne i pretensjonalne zarazem, taki urok tej płyty) przygniata ciężkim syntetycznym bitem i dołującą partią wiolonczeli. Z kolei Narkotyki ozdabia ciepło brzmiący akordeon, a niosący kompozycję oszczędny riff gitary wyraża więcej emocji niż cała nowa płyta Myslovitz.

To jest concept album, choć początkowo można tego nie zauważyć. Trzeba trochę bardziej wczuć się w teksty, by przed oczami ukazała się niepokojąco realistyczna historia, mająca podobno podłoże autobiograficzne. W pierwszym nagraniu poznajemy bohatera jeszcze dzieckiem będącego i już słowa refrenu powinny dać nam wiele do myślenia: Najgorsze z ust wbite jak gwóźdź/ Zostaną mi już na całe życie. Kolejne piosenki ukazują człowieka ze skazą, który nie potrafi odnaleźć się w dorosłym życiu (Podejdź tu, obejrzyj zgliszcza/ Zbuduję coś, wszystko zniszczę). Miota się on bezradnie, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca (Wszystkie strony, różne łóżka, dom gdziekolwiek). Jak łatwo się domyślić, musi się to skończyć źle (Chwieję się na balkonie/ Mocny zrób, niech zetnie z nóg/ Urwie głowę/ Skoczę w tę mgłę/ Zanurzę się), bohater ląduje w szpitalu wpatrując się tępo w cienką nitkę elektrokardiogramu. Wściekłe mango, opowiadające o tym etapie jego życia, kończy się pełnym dramatyzmu wołaniem: Wynurzam się po to, by zaczerpnąć powietrza. Żyje, ale pogrążony jest w nieustającej depresji: Na jakiś czas wracam do szkła/ Tak jest najłatwiej/ W górę i w dół wozi mnie/ Nieprzytomna winda/ Smutek jest dla mnie dziś jak narkotyk. Ostatnia piosenka przynosi jednak promyk nadziei na odrodzenie, na nowe życie (Tam gdzie wiatr wygina mój dom/ Chciałbym zacząć tam na nowo).

Spóźniony debiut Milcz Serce to pełna szarpiących emocji opowieść – trzymająca w napięciu jak dobra powieść, ozdobiona fantastyczną, pełną wyrazistych barw muzyką. Taką płytę chciałbym mieć na półce – i może kiedyś będę miał? [m]

Narkotyki:





Strona zespołu: www.myspace.com/milczserce

Album do pobrania z naszego downloadu.

8 komentarzy:

  1. "o wódce.." gdyby nie fakt, że posługuję się językiem polskim i wiem, gdzie jest postawiony akcent w słowach to byłoby prawie fajnie. Raz czy dwa razy w piosence można to wybaczyć, ale nie w każdej zwrotce i refrenie...

    OdpowiedzUsuń
  2. krolcyganskipierwszy27 czerwca 2011 13:45

    Prawie o nich zapomniałem, a przecież "umieram" to jeden z moich ulubionych polskich utworów ostatnich lat. Świetna płyta, dziw bierze, że nikt nie zechciał tego wydać.

    OdpowiedzUsuń
  3. @K

    "tego nie idzie śpiewać"

    muzycznie bardzo ciekawe, ale rzeczywiście przenoszenie akcentu - tym bardziej, że niczym niemotywowane - bardzo boli.

    OdpowiedzUsuń
  4. śląsk ludziska!

    OdpowiedzUsuń
  5. Może i to przenoszenie akcentu jest jakąś manierą (a może tylko stylistycznym wyróżnikiem), za to ile w tej muzie serca!

    OdpowiedzUsuń
  6. Puryści się kurna zaleźli, kupcie sobie płytę Rysia Rynkowskiego i słuchajcie dobrych akcentów. Poezja Panowie, odwołuję do Białoszewskiego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak mozna nie kumać zajebistości tych przeniesionych akcentów? ile w tym bezczelnej świeżości, ile siły, świadomej dosadności! Proszę, to jak zarzucać Niemenowi że śpiewał "l" zamiast "ł".

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta płyta powala zajebistością. Jeśli komuś nie pasuje to nie słucha. Teledysk nie jest oryginalny (nie nagrywał go zespół). Nie ma całego utworu (brakuje drugiej części).

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni