18 maja 2014

Krótko i na temat: Manhattan, Martim Monitz, MIKROBI.T, The Soundrops


Dziś krótko i na temat w dużym rozstrzale stylistycznym: od bitlesowskich akustycznych ballad, przez nowoczesny różowy pop, minimalistyczną elektronikę generowaną na żywo, aż po rasowe postcore’owe łojenie na gitarach. Zapraszamy!

Manhattan: Szanowni Państwo, przed śmiercią źle się czułem SP (Postaranie Records, 2014)


Supergrupa songwriterów! Osiemnastominutowy supersingiel! Tego jeszcze nie było!

Co prawda nagłówków w Fakcie i Interii nie udało im się zdobyć, ale i tak Manhattan zrobił całkiem spory szum wokół swojego debiutanckiego maxisingla, który ma być też zaczątkiem pełnowymiarowego albumu. W skład „korespondencyjnego” zespołu wchodzą członkowie m.in. nieistniejącego już The Car Is On Fire, Newest Zealand, Crab Invasion, Microexpressions, Sorja Morja... Można by wymieniać jeszcze i jeszcze, ale chyba już kojarzycie towarzystwo, prawda? Ciśnie mi się na usta „towarzystwo wzajemnej adoracji”, ale... odrzućmy cynizm!

Szanowni Państwo, przed śmiercią źle się czułem to suita popowa, łącząca najlepsze cechy twórczości muzyków, którzy dodali do niej swoje parę groszy. Rzeczywiście, estetyka utworu jest mocno osadzona w tym, co reprezentuje ostatnio Borys Dejnarowicz i jego akolici. Posłuchajcie choćby debiutanckiej płyty Crab Invasion. To wszystko jest w tym monstrualnym kawałku, którego słucha się dość dobrze, ale na Boga, ileż razy można przechodzić przez te prawie 20 minut? Zdecydowanie traktuję tę formę jako fanaberię, chęć wyróżnienia się na rynku. Niestety, co dobre w tzw. psychodelii, w popie, który bazuje na krótkim, radiowym przekazie, na dłuższą metę się nie sprawdza. Stąd słuszna decyzja, że pełnowymiarowy album będzie już zawierał „normalne”, krótkie piosenki.

O ile muzycznie Manhattan daje radę i spełnia oczekiwania, to tekstowo zawodzi. Po Michale Hoffmanie z Afro Kolektywu spodziewałem się czegoś bardziej błyskotliwego. A z tego długiego tekstu w głowie nie zaczepia się właściwie nic. Może właśnie rozmiar tej historii nieco go przestraszył i sprawił, że Afrojax był zmuszony porzucić swoje najbardziej odlotowe pomysły?




Martim Monitz: Martim Monitz EP (wyd. własne, 2014)


Podobała wam się ostatnia EP-ka Mnody? Czekacie z utęsknieniem na kolejne nagrania Jesieni? Wobec tego z przyjemnością posłuchacie debiutu poznańskiego tria Martim Monitz.

Grają przemyślany post core, w którym umiejętnie dawkują mocne uderzenia gitar, wkręcający rytm i melodię. Do tego dokładają niezłe teksty, na szczęście kompletnie pozbawione politycznej agitki, która często zabija nawet nieźle grające zespoły hard- i post core’owe. W piosenkach Martima jest trochę abstrakcji (Pogrzeb Clinta Eastwooda) i sporo gorzkiej codzienności (Zimowa opowieść, Age Fitness). Agresja i wściekłość również obecne, ale w rozsądnej proporcji.

Inteligentne napieprzanie w czasach zniewieściałego popu? Kupuję to!




MIKROBI.T: Binary Beats (wyd. własne, 2014)


I znowu Poznań, ale w zupełnie innym wydaniu. Formacja MIKROBI.T łączy analogową elektronikę z żywymi instrumentami. Z improwizacji na żywo stworzyli osiem zaskakująco zwartych i spójnych utworów, w których wiodącą rolę odgrywa sekcja rytmiczna i instrumenty dęte. Kapitalnym przykładem jak motoryczna i wciągająca może być taka muzyka jest Berlin Live, który dzięki wzorowej dyscyplinie muzyków ani na chwile nie pozostawia u słuchacza poczucia improwizacyjnego chaosu.

Ciekawe, że zespół zdecydował się nagrać również jedną piosenkę, która notabene promuje album. W XYZ Free Diving śpiewa Michał Kowalonek ze Snowmana i Myslovitz, i trzeba przyznać, że jest to prawdziwa wisienka na torcie.

Na Binary Beats znajdziecie także kilka bardziej rozwichrzonych kompozycji, jak choćby utwór tytułowy czy Orbital Tribe. Jednak czasem brakuje w nich czegoś bardziej wyrazistego, jakiejś kulminacji, na którą czeka się w napięciu np. w Nordic Heartbeat. Ta niestety nie następuje i po zakończeniu utworu słuchacz odczuwa coś w rodzaju rozczarowania. Jak to, tyle minut budowania napięcia i nic? Już koniec?

Binary Beats to jednak udane i inspirujące połączenie jazzu z elektroniką i postrockowym podejściem do kompozycji. Warto się wciągnąć w ten zerojedynkowy świat.


Strona zespołu: http://www.mikrobitband.com


The Soundrops: Twenty (wyd. własne, 2014)


Kiedy ostatnio, we wrześniu 2012 r., pisaliśmy o tym poznańskim (znowu Poznań? To jakaś zmowa!) zespole, miał on na swoim koncie 21 płyt. Dziś jest ich już 28! Nie sposób śledzić wszystkiego, co wydaje ten rodzinny kolektyw, czasem jednak warto rzucić uchem, na jakim jest etapie twórczym. I dobrze się stało, że rzuciłem uchem właśnie teraz, bo Twenty to bardzo udany zestaw piosenek.

Sraczka twórcza nie powoduje w ich przypadku osłabienia organizmu. Twenty zawiera prawie same dobre numery, bez większych wpadek, przez co stanowi chyba najbardziej spójne i słuchalne dzieło z dotychczasowych (a przynajmniej tych, które słyszałem). Są tu naprawdę piosenki wielkiej urody. Oparte na bitlesowskich harmoniach potrafią rozczulić (Tiribarara), zauroczyć swobodą melodii (The End Of Summer), porwać chóralnym (Keep The Hope), czy zadziornym zaśpiewem (Blackwall).

To piętnaście utworów i właściwie mógłbym wymieniać po kolei, bo w każdym jest coś wartego uwagi. No to jeszcze kilka. Incz Ovomb za wielogłosowe harmonie. Crumlerries, bo to tacy Beatleasi z Żółtej łodzi podwodnej z dziwnym dysonansem. Soulfriends, bo ten psychodeliczny, kwaśny opar mógłby wypełniać moją głowę jeszcze dłużej niż tylko te cztery minuty.

Jeśli jeszcze nie słyszeliście o najbardziej niedocenionym polskim zespole z najdłuższą dyskografią, Twenty jest dobrym pretekstem, by zacząć go poznawać. Będziecie zaskoczeni, jak wiele z tych piosenek zaczepi się w waszych głowach.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/The-Soundrops/166194584364

Przesłuchał [m]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni