5 maja 2008

Dick4Dick: Grey Album (Dickie Dreams Records/ Mystic, 2008)

Dwie płyty przychodzą mi na myśl, kiedy próbuję uporządkować wrażenia ze słuchania Grey Album: Lake And Flames The Car Is On Fire i Sierżant Pieprz. Pierwsza ze względu na oczywiste analogie: polski zespół nagrywa swoją drugą płytę dużym nakładem sił, tworząc dzieło zupełnie różne od debiutu, niesamowicie urozmaicone, wymykające się jednoznacznej klasyfikacji i – ambitne. Sierżant Pieprz pojawia się tu ze względu na formułę swego rodzaju concept-albumu, ale też na brzmienie i podejście do kompozycji. Zaskoczeni? Zaskoczę was jeszcze bardziej – Grey Album jest wyjątkowym hołdem dla muzyki lat 70. Wiem, dzieło Beatlesów powstało jeszcze w 60., ale bez wątpienia dało początek tym nurtom, które rozwinęły się właśnie w epoce dzieci kwiatów i cudu gospodarczego tow. Gierka Edwarda.

Dla wszystkich tych, którzy znają Dick4Dick wyłącznie z płyty Silver Ballads, Grey Album może być prawdziwym szokiem. Panowie całkowicie zrezygnowali z twardej elektroniki i samplingu. Wszystko zostało zagrane na prawdziwych instrumentach, dodatkowo standardowe instrumentarium rozszerzono o sekcję dętą i smyczki. Klawisze są, owszem, ale w najbardziej klasycznej postaci, np. często słychać organy Hammonda. Skąd te lata 70. u Dicków? Podejrzewam, że wzięły się z zuchwałej koncepcji zawarcia na jednym albumie jak największej liczby stylów i gatunków muzyki popularnej. A która epoka obfitowała w prawdziwą masę nowo powstających nurtów? Odpowiedź jest prosta. Dlatego na Grey Album mamy hard i glam rock, punk, pop, wczesne disco i nową falę, a nawet elementy gospel i jazzu! Wszystko to brzmi zaskakująco spójnie i... bardzo „krejzi”. Zespół musiał się świetnie bawić podczas tworzenia tego materiału i muszę przyznać, że ten nastrój się udziela. Na płycie mamy kilka naprawdę ognistych rokendrolowych wymiataczy (Another Dick, Melting Your Soul, Dick’s Back In Town), ale też odloty w kierunku muzyki hipisów (Hello I’m Dick, 23-sekundowa miniatura Nebraska, patetyczne Children Of God), wycieczki na taneczne parkiety (ach ta elektroniczna perkusja w The One And The Best!), w rejony glam rocka (I Know You Need My Rock’n’Roll) i klasycznej rockowej ballady w stylu Deep Purple (How Dare You). Co ważne, ta zabawa konwencjami nie jest tylko sztuką dla sztuki, Dickom udało się napisać kilka naprawdę fajnych piosenek. Ta moja najulubieńsza to Unfair - melodia po prostu zniewalająca! Nie sądziłem, że zespół kojarzony raczej z rubasznym humorem i mało wyrafinowanymi kompozycjami stać na tak subtelne (jednak to napisałem!) aranże, jak w Jesus (chór i orkiestrowy rozmach) czy Death In Warsaw (to pianino, chórki – ładne). Kompozycje aż kipią od pomysłów (w Ginie w przeciągu dwóch minut trzykrotnie zmienia się nastrój), a niektóre z nich robią spore wrażenie (rewelacyjne elektroniczne przejście w Dick’s Back In Town).

Grey Album to wariacka, błyskotliwa płyta. Parę rzeczy może drażnić (nadużywanie infantylnych wokali, tematyka piosenek – narcyzm!), ale przy tak wielkim rozmachu, z jakim została zrealizowana, nie ma to wielkiego znaczenia. Warto dodać, że obok albumu pojawią się autorskie teledyski oraz koncerty, na których panowie zawsze dają z siebie wszystko - i jeszcze więcej. Czy warto? Co za pytanie! [m]

Strona zespołu:
www.dick4dick.net

3 komentarze:

  1. cudownie! teraz mi głupio, że jeszcze nie słyszałam. po taaakiej recenzji nie ma co zwlekać.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetna płyta, dicki dały radę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni