
Chłopaki grają soft-indie. Melodyjny brit-pop. Porównania same cisną się na usta. To ta sama półka co Myslovitz. Barwa głosu Wojtka Adasika przypomina barwę wokalisty Lotynia. Jest bardzo delikatna, zwiewna, trochę eteryczna. Takie Ściany wydają się być podkradnięte z szuflady Artura Rojka. Melancholijna ballada, pełna ciepła i smaku czereśni. Czasami gitara na pół sekundy zazgrzyta nieczysto dodając kompozycji tęsknego uroku. Natomiast w kawałku Niewidzialny słyszę... Kubę Kawalca. Sposób konstrukcji linii melodycznej oraz poszczególne akordy mają wiele punktów wspólnych z bardziej nastrojowymi dokonaniami Happysad. To udany, optymistyczny utwór o niebanalnej poetyce. Podobnie jak w przypadku Kawałka Kulki, Instytut potrafi połączyć prostotę z podskórną finezją. Najlepsza rzecz na EP-ce to Dźwięki. Moment, kiedy połamany rytm z ciepłą gitarą, przejmujący wokal ze zwolnieniem w refrenie przechodzi w dynamiczną, pełną pasji kodę powoduje, przynajmniej u mnie, lekki stan euforii. Wyśmienita rzecz!
Krótki wpis, gdyż mało materiału do odsłuchu. Niewidzialne ściany dźwięków to zaledwie zaznaczenie swej obecności na polskiej scenie alternatywnej. Muzycznie jeszcze brakuje chłopakom oryginalności. Ale mają po swojej stronie sporo plusów. Poetyckie, nieoczywiste teksty. Ciekawa barwa głosu. Wojtek Adasik śpiewa po polsku i robi to doskonale. Pozostali muzycy starają się ciekawie zapełnić przestrzeń. Wyszła idealna płytka na wieczorny spacer po mieście, kiedy zachodzące słońce barwi niebo na różowo, a na twarzy czuć w końcu jakiś rześki podmuch... [avatar]
Niewidzialny:
Strona zespołu: http://www.myspace.com/instytut