23 czerwca 2009

Hetane: Machines (2-47 Records, 2009)

Hetane dali się zauważyć na pierwszej części kompilacji Minimax.pl Piotra Kaczkowskiego. Od tamtego czasu swoją obecność zaznaczyli na składance Wyspiański wyzwala, nagrali cover Depeche Mode I Feel You; można też natrafić w necie na ślad EP-ki Find the Lost Ghosts. Pełnoprawny debiut wyszedł spod ręki uznanego producenta Marcina Borsa i - co jest największym dla mnie zaskoczeniem - został nagrany w domowych warunkach.

Wydanie płyty w barwach 2-47 Records (która jest własnością muzyka Agressivy 69) może naprowadzić słuchacza na trop stylu, który eksploruje zespół. A więc ciężkie, industrialne riffy wtopione w motoryczną, oleistą elektronikę. Suche fakty nie wyglądają zbyt interesująco, jednak Hetane udaje się uciec od prostego zaszufladkowania. Ogromna dbałość o klimat, sprecyzowany przekaz i wyczuwalna radość z grania czynią z Machines co najmniej interesujący debiut.

Duże brawa za produkcję. Jeżeli jest prawdą historia o nagrywaniu materiału w wynajętym mieszkaniu mając do pomocy łyżki i szklanki, to jestem pod wrażeniem. Artyści twierdzą, że o to właśnie chodziło. Pomysł na upchnięcie pięciu ludzi w niewielkich pokojach, ciasnej kuchni czy niewygodnej łazience po to, aby zintensyfikować i uwiarygodnić emocje oraz nadać muzyce duszny, klaustrofobiczny klimat, jest godzien pochwały, mimo że wyobraźnia podsuwa obrazy muzyków nieustannie potykających się o kable, wzmacniacze i wystające szafki.

Cechą charakterystyczną brzmienia Hetane jest - i tu niestety muszę posiłkować się materiałami promocyjnymi, ale ciężko znaleźć lepsze określenie - zgrzyt zardzewiałego żelaza. Powłóczysty, przesterowany riff doskonale oddaje wizję zwycięstwa entropii nad materią. Jakże piękny jest motyw w refrenie Wild Woman. Jedno ciężkie, pełne kurzu szarpnięcie strun i już stoimy na jałowej ziemi znanej z Mad Maxa. Upiorne Machines powinno towarzyszyć projekcjom najnowszego Terminatora, paranoiczny motyw z God-Gorsaken przeraża i rodzi pytania o poczytalność wokalistki.

Mimo wszystko zmetalizowanie brzmienia nie jest rzeczą priorytetową dla zespołu. Założeniem grupy był powrót do przeszłości poprzez zastosowanie w większości analogowego sprzętu wydającego „piski”. Odważna inicjatywa w dobie nieograniczonych możliwości software’u. Elektronika o trip-hopowym zabarwieniu jest integralną częścią płyty. Zastosowano mnóstwo ciekawych loopów, przesterów, twardych filtrów i sprzężeń. Początek Brabrasen to istne pomieszanie z poplątaniem. Z kłębka chaotycznych skreczów wynurza się zgrzytliwa melodia, by przywalić czadem w refrenie. Jedyny polski kawałek na płycie – znany ze wspomnianej kompilacji w hołdzie Wyspiańskiemu - Nienawidzimy okraszony jest tanecznym bitem. Przynosi do dość nieoczekiwany efekt. Tekst jest z półki ciężkich gatunkowo: Nienawidzimy się wzajemnie/ I w tym nie ma nic dziwnego/ A miłość jest kłamstwem, a ja... czuję się z tym dość przyjemnie.

O tym, że w skład Hetane wchodzą ludzie niepokorni, niestandardowo podchodzący do muzyki, świadczy pojawienie się w instrumentarium... cytry! Ten zupełnie niepasujący do konwencji instrument wpleciono w ten posthumanistyczny świat w sposób, który wywołuje niedowierzanie. To nie mogło się udać! A jednak. W Instinct jest zaledwie tłem, za to nieźle miesza w najlepszym na płycie Hard. Podstępnie odbiera miejsce sążnistemu riffowi, by wkłuć się na pierwszy plan i nadać całości orientalnego wydźwięku. Przepyszne!

Nienawidzimy:



Dość o muzyce. Gdyż większość wierszówki powinien zająć opis nieprzeciętnego wokalu w wykonaniu Magdy Oleś. Potrafi się dziewczę wydrzeć, oj potrafi. Ale rzadko robi to siłowo. Częściej, co rzadko spotykane, wylewa swoje emocje na zewnątrz odpowiednio artykułując głos. Prosta sprawa? Niezupełnie - nie jest łatwo zdobyć się na szczery ekshibicjonizm i odkryć ciemniejszą stronę duszy. W Machines Magda warczy, obnaża kły, przymierza się do śmiertelnego skoku z gracją pantery. Przy Hard wymiękam. Wokal bliski mego wyobrażenia o femme fatale. Uwodzicielski, seksowny, o murzyńskim zabarwieniu. Kuszący. A kogo słychać w końcówce? PJ Harvey! Myślałem, że namówili ją na występ gościnny. Ale nie, sprawdziłem. Czapki z głów przed możliwościami Magdy. White-Legz to inny przykład możliwości wokalnych tej dziewczyny. Charkot godny Manyarda Jamesa Keenana, ta sama lekkość w przechodzeniu pomiędzy niskim a wysokim rejestrem. Trzeba więcej dowodów? Proszę - dwie ballady. Find The Lost Ghosts oraz Sirenmoon. Nie chcę być współczesnym Odyseuszem. Syreny to ginący gatunek. I naprawdę szkoda marnować dla nich wosk do zatykania uszu.

Machines wzorowo spełniło swoją powinność, która przynależna jest debiutanckim wydawnictwom. Potrafi zaintrygować, wciągnąć i zmusić do poszukiwań mniej wyraźnych płaszczyzn. Na razie muzycy się chwalą, dumnie prężą muskuły i przymierzają do baraży. Nazwanie krążka zjawiskową rzeczą jest trochę na wyrost. Jest kilka highlightów, są też kawałki, przy których po jakimś czasie chce się wcisnąć skip (Instinct, Brabrasen). Ale coś podskórnie czuję, że jeszcze trochę pozamiatają! [avatar]


Strona zespołu: http://www.hetane.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni