
Z tą przystępnością wiąże się też fakt, że Marcin Babko, lider formacji, wreszcie nauczył się śpiewać. No, przynajmniej się stara, zazwyczaj z dobrym skutkiem. Najlepszym przykładem będzie chyba Latający Czestmir, który jako żywo przypomina pogodne kompozycje Płynów. Muariolanza przoduje jednak w rytmicznych kawałkach, niesionych motoryczną pracą sekcji Walczak – Pierre, i hałasującymi partiami trąbki Dominika Mietły. Takie są Inter Orient, Falami, Na zakupach, Do Honolulu. Miłą odmianę stanowią utwory spokojniejsze, w których dużą rolę odgrywa gitara Mariusza Orzełowskiego. Wspomniany Latający Czestmir bazuje na reggae'owej pulsacji, Tak uśmiechaj się to niemal idealny temat do staromodnego filmu (fantastyczna trąbka i mocarne solo na perkusji), Leszek i Koniec voodoo zaskakują wyciszonym klimatem, pełnym jednak podskórnego niepokoju, potęgowanego przez intrygujące teksty.
Teksty są mocnym punktem płyty. Babko buduje w nich swój mały świat, pełen drobnych wydarzeń (np. wrzucania ludziom w supermarkecie niepotrzebnych im towarów) i symboli rozpoznawanych tylko przez najbliższych znajomych. Jak zwykle odwołuje się w nich do miejsc, z którymi wiąże się jego życie, choć nie jest to hołd na miarę poprzedniego albumu (pamiętna gra planszowa). Są plastyczne i oddziałują na wyobraźnię. Weźmy chociażby obrazek z życia pewnego Leszka. Otwiera woreczek/ Bierze proszek na paluszek/ Końcówkę wciera w dziąsło, mówi: polopiryna/ Otwiera telewizor, zanurza się w tapczanie/ Zamyka jedno oko, zasypiać zaczyna. Albo ten, jeden z moich ulubionych kawałków: Czekam aż skoczysz/ Jeśli nie ma innej drogi/ Schodów, windy/ Patrz mi w oczy/ Szybko zrób spadochron/ Nadmuchaj policzki/ Weź oddech aż do skroni/ Jeśli spadniesz jak kamień/ I tak cię złapię/ Ale pewnie odpadną mi dłonie.
Bardzo przyjemna płyta. W coraz smutniejsze jesienne dni pomaga na chwilę wrócić myślami do lata i wakacyjnej beztroski. [m]
Leszek:
Strona zespołu: www.muariolanza.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz