28 lipca 2011

DEERDUS†: DEERDUS† EP (wyd. własne, 2011)


Witch house rozpanoszył się w Polsce. Przynajmniej w blogosferze i modnych klubach. Rzeczą oczywistą jest, że następnym krokiem będzie wysyp mniej lub bardziej zdolnych naśladowców. Pierwszy krok wykonała (chyba) Rotofobia singlem Echo. A my mamy przyjemność zaprezentować tajemniczy projekt z Warszawy. Panie i koledzy, DEERDUS†!

Znawcy gatunku mogą mnie w tej chwili zjechać, kontrując, że to nie żaden witch house, tylko zombie rave. Dla mnie pomiędzy tymi dwoma gatunkami różnica jest jedna. W tym pierwszym jęczą czarownice, a w drugim charczą umarlaki. Punktów wspólnych jest znacznie więcej - krzyż w nazwie, wiedźma na okładce i programowa tajemniczość. Nic nie wiadomo o zespole, brak jakiejkolwiek strony internetowej oprócz profili na Bandcampie i Soundcloud. Muzycznie to mroczne electro, posępne tempo i przesterowany wokal stylizowany na odgłosy demonów z niskobudżetowych horrorów z lat 80. ubiegłego wieku.

EP-ka zaczyna się fatalnie! W New Black od pierwszych sekund odpycha tandetny, plastikowy beat i irytująca melodyjka. Im dalej, tym nastrój się zagęszcza, pojawiają się electro-zgrzyty ale to nie wystarczy, by zmyć niesmak. Na szczęście to tylko minuta i dziesięć sekund. Hooker to już zgrabna elektronika o współczesnym zacięciu. Ale największe wrażenie robi wejście wokalu. Przecież to śpiewa wokalista Type O Negative! Czegoż to muzycy nie robią z linią melodyczną! Przepuszczają po kilka słów przez złowieszcze wokale, wydłużają w czasie sylaby i pomysłowo zwalniają przebieg (efekt podobny do puszczenia singla winylowego na 33 obrotach zamiast 45). Dzięki temu kawałek brzmi intencjonalnie mrocznie, ale też i... diabolicznie obleśnie. Natomiast zupełnie nie spodziewałem się tego, co grupa zaserwowała w Fear Of Silence. Toż to przebój pełną gębą! Gdyby podkręcić trochę tempo, otrzymalibyśmy dyskotekowy hit w wykonaniu Gregorians! Z kolei w Desert Rain za mikrofonem staje Glenn Danzig. I chociaż w tym miejscu brak elementu zaskoczenia, utwór ratuje bardzo dobry refren. To piosenka o tak potężnym ładunku mainstreamowego popu, że nie może się nie podobać. I Hate Fashion to rzecz zaśpiewana po polsku. Tym razem panowie z DEERDUS† zarzucili konstruowanie normalnych linii melodycznych, a jako tekst wzięli kilka sentencji odnoszących się do popularnego programu TVN. Muzycznie jest całkiem OK, ale kogo dzisiaj jeszcze rusza nabijanie się z Tap Madl? Rzecz w 2011 roku zalatuje sucharem. Choć akurat tę kompozycję lubię z innego powodu - nie wiedzieć dlaczego mam skojarzenia z Kapitanem Nemo, co nieustannie wywołuje uśmiech. Płytkę kończy instrumentalny utwór My Final Answer. To ambientowo-minimalistyczna porcja dźwięków. Bardzo udana - wyobraźnia od razu nasuwa wykonane w technice poklatkowej obrazy rosnących posępnych drzew w mrocznym zagajniku.

Nie bardzo się orientuję, czy w tym całym witch housie chodzi o takie rzeczy. To w końcu wydawnictwo czysto użytkowe, mało ambitne i stricte hedonistyczne. Projekt pod nazwą Śnieg robi o wiele bardziej skomplikowane struktury (choć dla mnie niezrozumiałe). Ale muzyka DEERDUS† tu i teraz sprawdza się wyśmienicie. Choć za rok może nikt o niej nie pamiętać. [avatar]



W ramach post scriptum coś jeszcze świeższego:



To zupełnie inny zespół! O wiele lepszy!

1 komentarz:

  1. No co Wy, jakieś kawałek zwięty z sieci i przerobione w Audacity. Ten gatunek powinnien nazywać się audacitywave, a nie witch house. Choć rozumiem słucjanie oOoOoO (czy jak tam im, lake radio, Clams Casino,Sun Glitters, Purity Ring z biedy Salem. Czyli te zespoły bliższe korzeni. A nie te co wybierają sobie za cel skrajnie amatorską produkcję i wspomniany Audacity (stąd ten audacitywave).

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni