22 lipca 2011
Forge Of Clouds: Forge Of Clouds (wyd. własne, 2011)
Uśpieni przez ostatnią płytę Tides From Nebula – pobudka! Dziś wami trochę potrząśniemy.
Nieczęsto słucham metalu, bo jest cholernie nudny, ale czasem mam ochotę na coś mocniejszego, jakieś uderzenie w łeb dla odmiany od tych wszystkich ładnych melodyjek i beztroskiego brzdąkania na gitarkach. Forge Of Clouds są serio, są poważni, łoją aż wióry lecą, ale i udowadniają, że posiadają wyobraźnię przestrzenną oraz smykałkę do „robienia klimatu”. Celowo przywołałem drugi album Tides From Nebula – zespołu, który zszedł niestety z ciekawej postmetalowej ścieżki na stateczny postrockowy trakt. I przy okazji zanudził mnie na śmierć. Forge Of Clouds jeszcze mają dość energii, by nie obawiać się ostrych jak stainless steel epickich wypraw na podbój złowrogich wysp.
Śląsko-zagłębiowska ekipa eksploruje terytoria sludge metalu, co potwierdza otwierający ośmioutworowy zestaw 151. Jest duszny, gęsty klimat, bulgoczący bas i wysilony, krzyczący wokal Piotra Filipczaka (na szczęście nie posuwa się do growlingu). Większość kompozycji to takie rozwlekłe (raczej powyżej sześciu minut) „czołgi”, choć już w drugim utworze Queen On The Garbage Throne zespół wpuszcza więcej tlenu za sprawą łagodniejszej partii gitary, która w drugiej części kompozycji rozkręca się pięknie, jak na najlepszych płytach Queensryche (a tak, mam słabość do tego zespołu). Są skoki nastrojów, są i ostre jazdy (Shame, Blind Run), jednak najbardziej podoba mi się Forge Of Clouds kiedy zaczyna grać bardziej nastrojowo. Jak w instrumentalnym Ten, który aż prosi się o wypełniony monumentalnymi efektami przyrodniczymi teledysk, jak noszący znamiona klasyka Boot (w którym jednak muzycy nie podołali i nie dali rady utrzymać napięcia do końca), czy bagnistym, psychodelicznym Manual.
Fakt, że taka muzyka potrzebuje najlepszego studia, by zabrzmieć godnie – tym bardziej wyrazy uznania za wyciśnięcie z chałupniczych domowych warunków całkiem imponującego efektu. Kompozycyjnie jest nieźle, kolejna płyta będzie pewnie jeszcze bardziej urozmaicona i lepsza brzmieniowo. Czego życzę tym chłopakom, bo lubię mieć w zanadrzu takie muzyczne pigułki wstrząsowe. [m]
Strona zespołu: www.myspace.com/forgeofclouds
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Przedstawiamy ósmą część cyklu We Are From Poland . Tym razem wyłącznie debiutanci! 01. Mela Koteluk : Spadochron/ demo { więcej } 02...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
A mogło być tak dobrze. Plug&Play to właściwie jedyny polski zespół pasujący do kategorii dance-punk. Wiadomo o co chodzi: o ostre gitar...
-
Podobno liczy się tylko piękne wnętrze, ale opakowanie może korespondować z wysoką jakością muzyczną płyty. Tak jest w przypadku trzech p...
-
Jeśli lubicie kupować muzykę w wersji elektronicznej i jest to muzyka z gatunku tej recenzowanej na WAFP, to odpowiedzią na pytanie zadan...
-
Cześć, rzadko sięgamy po narzędzie do badania opinii publicznej (może za rzadko?), ale czasem warto zapytać Czytelników, co najbardziej ce...
Wow! Jestem pod wrażeniem, chłopaki wymiatają, jedna z moich ulubionych płyt w gatunku. Bardzo pasująca do tego rodzaju muzyki produkcja, duży ciężar plus melodia i przestrzeń. Cięższe momenty kojarzą mi się z Buried at Sea, spokojniejsze z Pelican. Keep the good work! Naprawdę wydawnictwo godne polecenia.
OdpowiedzUsuńJarMP