31 lipca 2011

Myslovitz: Nieważne jak wysoko jesteśmy... (EMI Music Poland, 2011)


Na tę płytę czekaliśmy wyjątkowo długo. W ciągu pięciu lat od wydania Happiness Is Easy muzycy Myslovitz zdążyli na rok zawiesić działalność, wydać bezkompromisową biografię zespołu, czy zaangażować się w różne inne solowe i zespołowe projekty. W międzyczasie Artur Rojek stworzył jeszcze od zera jeden z najciekawszych muzycznie festiwali w Polsce. Obiecali jednak, że wrócą – i wrócili.

Nie da się nie zauważyć, że Myslovitz to swoisty fenomen na rodzimym rynku muzycznym. Zaczynali w czasach, kiedy polski rynek fonograficzny dopiero raczkował, a popularne albumy sprzedawano w dziesiątkach czy nawet setkach tysięcy egzemplarzy. Najciekawsze w tym wszystkim jest niezwykle wierne i oddane grono fanów – i faktem jest, że ja też się do nich zaliczam.

Jeśli jednak spojrzeć na Myslovitz z dystansu, to ciężko jednoznacznie stwierdzić, skąd tak ogromna popularność. Myśląc logicznie, w całości udała im się jedynie Miłość w czasach popkultury, która dzisiaj ma już prawie status płyty kultowej (tak, tak, to była pierwsza własna KASETA, którą mały Jaś dostał od rodziców i od tego zaczęła się jego muzyczna pasja ;) ). Oczywiście, są jeszcze świetne, rozimprowizowane i bardzo niedoceniane Skalary, mieczyki, neonki, są przyzwoite Korova Milky Bar czy Z rozmyślań przy śniadaniu. Ale trudno przyrównywać te płyty choćby do Uwaga, jedzie tramwaj. Może więc wszyscy trochę przesadzamy z obsesją na punkcie Myslo?

To z pewnością muzyka, która świetnie trafia do ludzi w wieku późnogimnazjalnym i licealnym – również w warstwie tekstowej. Nie bez powodu mówi się, że Myslovitz to „najsmutniejsza kapela w Polsce”, śpiewająca o niespełnionych miłościach, nałogach, internetowej samotności itp. I to głównie to grono słuchaczy napędza koniunkturę na muzyków z Mysłowic. Ale ich twórczość, już po emocjonalnym odfiltrowaniu, sprawdza się też w gronie starszych słuchaczy.

Tak też jest z Nieważne jak wysoko jesteśmy. Wyprodukowany przez Marcina Borsa materiał muzycznie jest właściwie bez zarzutu. Wyraźnie wybija się dobrze bita perkusja i ładnie chodzący bas, gitary są przejrzyste lub psychodeliczne w zależności od nastroju, a wokal Artura Rojka jest chyba jednym z najlepszych w historii grupy. Teksty – jak to u Myslovitz, traktują o życiu z jego bardziej przykrej strony. Są piosenki, gdzie słowa układają się całkiem zgrabnie (Ofiary zapaści Teatru Telewizji, Blog Filatelistów Polskich ze świetnym, sugestywnym i intymnym zakończeniem), są też takie, gdzie warstwa liryczna mniej mi się podoba (Przypadek Hermana Rotha), nadal jest to jednak solidny poziom.

Wracając do muzyki można pokusić się o wyznaczenie jeszcze jednego czynnika przynoszącego grupie tak dużą popularność. Chodzi tu po prostu o umiejętność „piosenkowego”, melodycznego pisania muzyki. Banalnie prosta melodia wokalu Art Brut momentalnie wpada w ucho, podobnie jak te kilka dźwięków gitary z singlowego Ukryte. Ładnie hałasujące gitary we współpracy z perkusją pchają do przodu Ofiary zapaści... Mile rozlewa się Srebrna nitka ciszy, wspomagana gitarą akustyczną i pianinem. A wszystko spaja Artur Rojek, którego wokal dobrze wpasowuje się w nastrój poszczególnych kawałków. Jednak pozory mylą, bo z drugiej strony to nie jest płyta do słuchania „przy okazji”. Nie ugotujecie przy niej obiadu, raczej usiądziecie i świadomie posłuchacie jej od początku do końca mając na względzie jej dość trudny, momentami nieco krzykliwy nastrój.

Czy po tylu latach dostaliśmy coś naprawdę wartego wyczekiwania? Raczej niekoniecznie. To nie jest kamień milowy w rozwoju polskiej muzyki i pewnie bez Myslovitz nasza scena też by sobie dobrze poradziła. Ale skoro płyta się pojawiła, to posłuchać nie zaszkodzi. I to nie raz, bo jest w niej coś, co zahacza się w głowie i skłania do ponownego przesłuchania. [jaszko]



Strona zespołu: http://www.myslovitz.pl

6 komentarzy:

  1. Przesłuchanie tej płyty raz to już za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja moge ją słuchać ciągle,to chyba najbardziej dojrzały album Myslovitz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Teksty to najsłabszy element tej płyty. Część z nich ostro zahacza o grafomanie.
    Brzmieniowo to najlepsza płyta Myslo, wcześniejsze ich płyty akurat brzmieniowo wypadały słabo na tle muzyki światowej. Teraz jest to poziom światowy, dzięki produkcji i realizacji Marcina Borsa. Ta płyta jest bardzo odważnie zmiksowana. To nie są popowe brzmienia, jest bardzo alternatywnie i w końcu nie "polskie brzmienie".
    Muzycznie jest przeciętnie z kilkoma perełkami, jak choćby "21 gram". Ale nawet ten kawałek ratuje najbardziej produkcja Borsa.
    Ogólnie jednak płyta dobra i warta przesłuchania i to nie jeden raz. Bo po jednym razie niewiele można o niej powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem teksty są jak najbardziej mocną stroną płyty. Nie widzę tu grafomanii, każda kawałek ma swoją historię i przesłanie, trzeba je tylko znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie kolejny solidny album grupy. Czy lepszy od poprzednich? Nie wiem. Teksty - jak widać po komentarzach - to najbardziej kontrowersyjny element tej płyty. Mnie się podobają, tzn. kupuję w całości taki styl piosenkopisarstwa i taką poetykę. O dziwo, najbardziej pod tym względem podoba mi się Przypadek Hermana Rotha. Ale cóż są gusta i guściki. Brzmienie rzeczywiście bardzo "zachodnie"

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni