13 kwietnia 2013

Syntezis: The Burial Of The Sun (wyd. własne, 2013)


Kiedy w dzisiejszych, bardzo trudnych dla młodych muzyków czasach, jakiś zespół decyduje się na debiut w postaci niemal godzinnego albumu, to jest to naprawdę odważna decyzja. Rynek wygląda tak jak wygląda. Łatwiej jest cokolwiek nagrać, trudniej przyciągnąć słuchacza, który ma do wyboru dziesiątki alternatyw. Podobnie myślą też wydawcy, rozglądający się raczej za perfekcyjnymi demówkami niż pełnowartościowymi płytami nieznanych debiutantów. Nie chcę być dla Syntezis złym prorokiem, ale zbyt potężna dawka muzyki, którą zaserwowali nam na The Burial Of The Sun, to nie jedyna wada ich pierwszego materiału i nie wróży im wielkiej kariery. 

Syntezis, zgodnie ze swoją nazwą, starają się połączyć ze sobą kilka metalowych gatunków w zgrabny mariaż inspirowany dokonaniami takich tuzów, jak Lamb Of God, Machine Head, Pantera czy Megadeth. Duży wpływ ma na nich także szwedzka szkoła melodyjnego death metalu, a wisienką na torcie stają się wpływy nowoczesnego metalcore. Cały ten styl został wyeksploatowany na dziesiątkach albumów i naprawdę trudno w jego obrębie wypracować coś własnego. Chociaż należy panom przyznać, iż bardzo się starają. Warsztat muzyczny opanowany mają do perfekcji. Wrażenie robią zwłaszcza zgrabnie zaaranżowane solówki i przemyślana struktura utworów. Pojęcie melodeathu traktują również bardzo serio. O ile wiele riffów czerpie z dziedzictwa The Haunted, to dociążone brzmieniem i umieszczone w towarzystwie opętańczych wokaliz (krzyk i growl), jednoznacznie wskazują na „śmierć metal”. Do potężnej, choć lekko skompresowanej produkcji także trudno się doczepić.

Niestety, The Burial Of The Sun to taki średniak, w dodatku stworzony przez zespół niemal nieznany, a to w warunkach rynkowych grzech kardynalny. Jest dynamicznie i agresywnie, ale ta dynamika jest wspólna setkom innych bandów. Utwory są przemyślane, ale niemal niezapamiętywalne, a progresywne aranżacje w numerze tytułowym i The Last Rising nie wyróżniają się niczym szczególnym. Ani tematyka tekstów, ani oprawa graficzna, ani image nie wynoszą ich ponad średnią krajową. Jednego natomiast na pewno im nie odmówię – szczerości przekazu. Czuć ją w każdym nagranym i wysłuchanym dźwięku. Być może zespołowi nie zależy na większej sławie, bo taką muzykę właśnie kocha, ale nie przekreśla to, niestety, wad albumu. 

Wyraźnym plusem, o którym warto na koniec wspomnieć, jest kawałek In This Hour, który naprawdę wart jest zapamiętania, szczególnie z uwagi na zgrabną aranżację. Jeśli zespół zdecydowałby pójść w tym kierunku, różnicując swoją muzykę poprzez kontrolę nad progresywnymi zapędami, to widzę dla nich przyszłość. [zeno] 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni