25 kwietnia 2013

The Stubs: Second Suicide (Instant Classic, 2013)


Z niektórymi zespołami recenzent ma naprawdę łatwo. Nie każdy muzyk musi przełamywać bariery międzygatunkowe, aby tworzyć wartościową muzykę. Nie każdy artysta twierdzi, iż gra „antykosmiczny metal śmierci z elementami glitchstepu”. Nie każdy wymaga, aby nad jego twórczością głowić się godzinami, szukając porównań, świeżych tropów czy wysmakowanej symboliki. Niektórzy po prostu robią swoje. Przed wami The Stubs. Trio z Warszawy, które gra rock’n’rolla.

Panowie wyglądają i grają jakby urodzili się o 40 lat za późno. Chociaż ich drugi album ukazał się w roku 2013, to równie dobrze ktoś mógłby mi powiedzieć, że powstał on w Nowym Orleanie, w połowie lat 70. Uwierzyłbym mu na słowo. Wszystko, począwszy od produkcji i brzmienia, a skończywszy na aranżacjach i tekstach piosenek, jest żywcem wyjęte ze złotych czasów gitarowego grania. Dodatkowym atutem pozostaje tu głos wokalisty i gitarzysty, Tomka. Nienaganny akcent i zdarty głos starego bluesmana brzmią naprawdę przekonująco.

Piosenki są proste, za to wypełnione riffową treścią, która przebojem wdziera się do uszu słuchacza i skłania do natychmiastowej reakcji w postaci tańczenia i skakania. Całość brzmi przejrzyście, chociaż brzmienie nie jest ani trochę wypolerowane. Gdyby nie mocno wyeksponowane basy, płyta mogłaby przejść jako zapomniane dzieło The Rolling Stones czy The Stooges. Chcecie jakiś głębszych porównań? Po co? To po prostu surowy rock’n’roll, podszyty bluesem i niekiedy posiłkujący się ciepłymi akordami Hammonda. Muzyka idealna na koncert, do piwa i wstawania z rana.

Second Suicide, w porównaniu do poprzedniczki The Stubs, jest jeszcze bardziej surowa. Debiut miał w sobie jeszcze wiele stonera. Tutaj króluje prosty, ale przekonujący riff, oraz banalny aranż, który dziwnym trafem natychmiast zakorzenia się w głowie i nie chce z niej wyjść. Płytka jest może odrobinę za długa i wraz z upływem czasu bardziej męczy niż bawi. Dzieje się tak przynajmniej do momentu, gdy z głośników zaczyna płynąć akustyczny Monogamy Blues, który jest prawdziwą perełką w całym zestawie. Nie wątpię jednak, że The Stubs staną się dla niejednego z was znakomitymi kompanami do zabawy.

Na koniec warto zwrócić uwagę na fakt, że prosty w żadnym wypadku nie oznacza - prostacki. To po prostu esencjonalna w swym gatunku muzyka, w dodatku podszyta mocno ironicznym poczuciem humoru. Kto ciekawy, niech obejrzy sobie teledysk do singlowego Nation Of Losers. Jeśli to was nie poruszy, to znaczy, że stary dobry rock’n’roll z pewnością nie jest waszą bajką. Kto jednak kocha taką energiczną prostotę, niech wypatruje okładki z sympatycznym luchadorem. Dostaniecie w zamian pół godziny niezobowiązującej rozrywki. Tylko tyle i aż tyle. [zeno]


Strona zespołu: http://www.facebook.com/thestubswarsaw

1 komentarz:

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni