12 marca 2014

Queer Resource Center: Queer Resource Center EP (wyd. własne, 2014)


Słyszeliście o polskim zespole, w którym gra koleś z Modest Mouse? Dajcie to szybko na fejsika!

To główny njus związany z warszawskim Queer Resource Center. Nie podniecajmy się jednak za bardzo. Rzeczywiście w bio zespołu widnieje nazwisko Robina Peringera, byłego gitarzysty (wg Wikipedii „touring member”) Modest Mouse. Tyle że nie jest on już członkiem Queer Resource Center – zastąpił go Hubert Woźniakowski. Natomiast w składzie pozostaje jeszcze jeden cudzoziemiec – tajemniczy Francuz Quentin Karenzo. Ponadto mamy tu Christopha Thuna z Eric Shoves Them In His Pocket oraz Jakuba Czubaka z nieistniejącego już The Car Is On Fire. Czy te nazwiska wystarczą, by używać określenia „supergrupa”? Pieprzyć nagłówki Pudelków!

Bo w demóce Queer Resource Center nie chodzi o nazwiska, tylko o dobrą zabawę. Panowie z doświadczeniem, ale najwyraźniej mają ochotę się wyszaleć. Cztery piosenki wydane na ich niewydanym minialbumie to dancepunkowy wykop, brud, melodie i kontrolowany chaos. Niby jest to wszystko niedbałe i luzackie, ale słychać warsztat i opanowanie zasad kompozycji. Znaczy, mogliby to zagrać jak Genesis, ale wolą jak Sex Pistols (takie porównanie dla zgredów).

Najbardziej żre McNulty. Kto by przypuszczał, że z tak wyeksploatowanego podgatunku, jakim jest (był?) dance punk można jeszcze wycisnąć tyle energii? Tu jest wszystko, czego trzeba do podpalenia parkietu: morderczo dokładny, wszechmocny bas, chlaśnięcia krótkich riffów, perka, która od prostackiego łupucupu przechodzi w szaleńczą kanonadę. I jest jeszcze krowi dzwonek. To jednak instrument ponadczasowy. McNulty zapewnia zabawę na miarę przebojów rzucających na glebę na początku nowego milenium. Można przy okazji do nich wrócić na zasadzie flashbacka.

Reorganisation trzyma się w podobnej stylistyce – znowu jest miarowy rytm, ale refren już bardziej rockowy. Fajna lekka szydera ze znaku rozpoznawczego Modest Mouse - ten gitarowy riff, który już-już ma zajęczeć jakby wyszedł spod palców Isaaka Brocka, ale zostaje zdławiony w zarodku. Shark stawia na hymniczność. Chóralny zaśpiew porywa na chwilę, ale szybko się nudzi. No i jeszcze prościutki, punkowy Don’t Be Disgusting. Prosty, nie znaczy słaby – pioseneczka ma swój urok podkreślony rozbrajającym wyznaniem: This song is senseless. No i co, że bez sensu, gdy poskakać się da.

Ej, a słyszeliście, że Kim Deal po zwolnieniu z Pixies ma założyć zespół w Polsce? Podobno Brodka jest zainteresowana. [m]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni