16 września 2014
So Slow: Dharavi (Instant Classic, 2014)
Dharavi to dzielnica w Bombaju. Największy slums, jaki istnieje w świecie. Mieszka w nim na co dzień od 2,5 do 3 mln ludzi. Nie ma na tej planecie większego skupiska biedy i bezładu urbanizacyjnego. Takie właśnie miejsce wybrała sobie warszawsko-bydgoska formacja So Slow na tytuł swojej debiutanckiej płyty. A teraz warto zadać sobie pytanie: Jaki mieli w tym cel?
So Slow to kwintet młody stażem, acz dojrzały doświadczeniem swoich członków, których nazwiska znajdziemy wśród muzyków takich formacji, jak Sunrise, Czerń, The Band of Endless Noise, T’ien Lai czy Alameda 3. Przysłuchując się uważnie zawartości Dharavi mógłbym uznać, że za cel nadrzędny postawili sobie przywrócenie do łask popularnego w latach dziewięćdziesiątych nurtu post-hardcore. Byłaby to jednak zbędna ironia. To prawda, So Slow czerpie pełnymi garściami z czasów, gdy najgorętszą gitarową alternatywą były wydawnictwa wytwórni Touch&Go czy Dischord. Jest to jednak zaledwie pierwsza warstwa niesamowicie rozbudowanego materiału, jakim jest ten album. Muzyczna nostalgia wynikająca z metryki twórców jest tu jedynie pretekstem do interesujących, nie tylko sonicznych, poszukiwań.
Muzyczną zawartość Dharavi stanowi osiem, przeważnie rozbudowanych utworów, które łączą w sobie pierwiastki hardcore, noise i post rocka z ambientową wrażliwością. Nie jest to płyta agresywna, nawet najostrzejsze strzały w rodzaju Prosto w noc czy Manahatta rozpuszczają się ostatecznie w transowej melodyce o zgrzytliwym, lecz medytacyjnym charakterze. Widać tu wyraźnie kompozytorską biegłość, która pozwala utworom balansować na trudnej do opisania granicy pomiędzy punkową zadziornością a przestrzenną głębią. Koronę albumu stanowią rozbudowane kolosy Starzy są już Królowie Świata i Takie niezwykłe są te późne dni. W tym pierwszym, po niespokojnym, ukradkowym wstępie następuje prawdziwa eksplozja dźwięków stanowiących interesujący ornament dla powtarzanej w nieskończoność partii rytmicznej. Drugi zachowuje typowo postową strukturę, naprzemiennie zwalniając niemal do zera i kulminując w gitarowych sprzęgach.
Jest to jednak zaledwie pierwsza warstwa tego krążka. So Slow, na wzór zespołów alternatywnych z lat dziewięćdziesiątych, traktuje swój album jako holistyczne dzieło, w którym oprócz muzyki, kluczową rolę odgrywają liryki, atmosfera, oprawa graficzna, a nawet miejsce nagrań czy kontekst kulturowy. W dobie nagrywania „błyskawicznych EP-ek” z przypadkowo sklejonymi, angielskimi tekstami, jest to dzieło niemalże tytanicznej pracy. Całościowy koncept kręci się wokół problemów związanych z urbanizacją świata i jej konsekwencjami. Łukasz Jędrzejczak, frontman grupy, opowiada o tym w swoich tekstach patrząc z perspektywy zarówno jednostki, jak i masy. Całość ma charakter mocno poetycki, chciałoby się napisać, że wręcz futurystyczny. Punkowa w duchu poezja wokalisty zderzana jest z tekstami Rainiera Marii Rilkego i Georga Trakla (np. w Delray).
Futurystyczne, czy niekiedy niemal postmarksistowskie teksty, sugestywna oprawa graficzna nawiązująca do liryków, intrygujące tytuły, przeprowadzenie procesu nagraniowego w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej – z tej perspektywy Dharavi wydaje się być raczej perfekcyjnie zaplanowanym projektem artystycznym niż zwykłą płytą z muzyką. Mimo to całość brzmi trochę jakby była szkicem jakiegoś szerszego zamysłu niż w pełni dojrzałym dziełem zintegrowanego zespołu. Być może wynika to z krótkiego stażu kapeli, a może z faktu, że instrumentaliści i wokalista pracowali w zasadzie tylko korespondencyjnie. Jest to jednak jedyny mój zarzut w stosunku do zespołu i jak sądzę może spodziewać się jeszcze lepszych płyt w nadchodzącym czasie.
Jak podsumować debiut So Slow? Najlepiej z kilku punktów widzenia. Z perspektywy czysto muzycznej jest to znakomity post-hardcore’owy album, który kontynuuje, jak dla mnie zacną drogę, którą szedł dawno już rozwiązany Smar SW. Jest to płyta bogata w inspiracje i dobrze przemyślana, a jednocześnie jakby nie do końca dopracowana. Tekstowo i konceptualnie to rzecz wybitna, rzadki przykład synergii w dzisiejszej muzyce. Jeśli chodzi o przekaz, to nie do końca on do mnie trafia, ale nie potrafię nie docenić szczerości facetów, którym chce się chcieć, mimo iż wcale nie muszą. [zeno]
PS. We wkładce do płyty zespół pozdrawia Kubę Ziołka i Cthulhu. Biorąc pod uwagę artystyczną działalność „nerwusa z Bydgoszczy”, wcale nie wydaje mi się to być absurdalnym połączeniem.
Strona zespołu: https://www.facebook.com/SoSlowBand
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Doskonałe brzmienie na nadchodzącą jesień. Deszczowe, ciasne przejścia, ściana gitar, mroczny posthc jak się patrzy; mocna mieszanka depresyjnych konwencji, uśmiech się nie pojawia podczas odsłuchu - i tu nie jest to wadą. Klimat 100%. Najlepszy numer jak na teraz - "1852".
OdpowiedzUsuńno bardzo dobrze się słucha, świetny klimat no i to co lubię - przejrzysta i odpowiednio popieprzona perkusja
OdpowiedzUsuń