2 lutego 2016
Henry David's GUN: Over The Fence... And Far Away (Borówka Music, 2016)
Wawrzyniec Dąbrowski w nowym projekcie zatacza koło i eksploruje tereny znane z pierwszych nagrań Letters From Silence. To... dobrze!
Tym razem to trio i na zdjęciach promocyjnych przypominają panów z Mumford & Sons. Skojarzenie dość celne, nie tylko ze względu na mocną eksponowaną mandolinę. Również główny trzon kompozycji to zaśpiewane smutno-marzycielskim głosem opowieści z pogranicza folku, alt country i americany. Ale dla mnie najważniejszym faktem jest prawie całkowita rezygnacja Dąbrowskiego z rockowego śpiewania. OK - facet ma grunge'owe gardło, potrafi zaśpiewać mocno, dobitnie, upodabniając się do maniery Layne'a Staleya. Ale w moim przypadku działa tu prawo pierwosłyszenia.
Usłyszałem Wawrzyńca pięć lat temu przy okazji małego debiutu LFS, gdzie czarował introwertyczną i chłodną Skandynawią. W kolejnych latach się rozśpiewał, rozhasał, rozbuchał i... utracił „pierwotne” wcielenie zranionego wilka. Dlatego cieszę się, że na Over the fence... and far away znów mam okazję usłyszeć go samotnego, rozdartego, rozmarzonego. W takim wydaniu mu najlepiej do twarzy - gdy nie siłuje się na głosy z nikim, nie wybija się na pierwszy plan i nic nie udowadnia. Po prostu śpiewa swoje zwrotki i refreny jakby opowiadał historie. A te tym razem są z zimnej Ameryki. I może te piosenki niespecjalnie przyczepiają się do mózgu, ale są zwyczajnie wielkiej urody. Jak przebojowe 33 Beds. Pełne powietrza Melting Ice. Ciepłe Everything Glow Orange. Czy bohemowo-cyrkowe Bottomless Lake. Z drugiej strony - najgorsze to te, gdy wokalista jednak podnosi głos (By the Riverside).
Muzycznie to naturalny krok ewolucyjny Dąbrowskiego. Dość często można usłyszeć akordy, które jakby wyszły spod ręki Macieja Bąka, miejscami ilość nagromadzonego ozonu jest podobna do dokonań Frozen Lakes. Ale ogólnie to spory krok naprzód. Zwraca uwagę produkcja - pełna pogłosów, rezonująca, zimno-duszna. Słowo kluczowe: introwertyczna. Bardzo dobrze brzmią bębny i chórki, a akustyczna gitara jest przyjemnie nasączona właściwymi częstotliwościami. Gdzieniegdzie drapieżnymi (Minus Seven), gdzieniegdzie pogodnymi (Time On My Hands). Gdy dodamy do tego różne dzwoneczki, basy i fortepiany wyjdzie płyta gęsta aranżacyjnie, pełna przestrzeni i krystalicznych brzmień.
Cóż, niech żyją z łatką polskich Mumfordów (ach ta mandolina). Jednak trzeba przyznać, że debiutu Henry David's GUN słucha się zdecydowanie lepiej od ostatniej płyty Anglików. No dobra, przesadzam z tym porównaniem. Over the fence... and far away nie jest płytą, którą będziesz miał ochotę podzielić się na FB - to rzecz zdecydowanie do słuchania samemu, gdy nikt nie przeszkadza. Pamiętajcie, słowo kluczowe: introwertyzm! [avatar]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/henry.davids.gun
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Julia Marcell w niedawno opublikowanym wywiadzie wyznała, że proces powstawania jej najnowszej płyty polegał nie tyle na dodawaniu smaczków...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Opisywany dzisiaj singiel jest efektem działań serwisu megatotal.pl, za pośrednictwem którego fani sponsorują profesjonalną sesję dla swoich...
-
Podobno rezygnują z nagrywania płyt pod szyldem Cool Kids Of Death. Dobrze, że żegnają się z fanami tak udanym albumem. Mają chłopaki jaja....
-
Miałem okazję uczestniczyć w koncercie NAO w Sopocie podczas ich występu obok Tides From Nebula. Nie zachwyciłem się. Niknący i niezrozumia...
-
To nie jest płyta przełomowa. Więcej, operuje w raczej dobrze znanych nam klimatach brzmieniowych. Ale co mnie to obchodzi – tego chce się ...
-
To, co nie do końca udało się Vermones, Sex Architects osiągają bez trudu.
-
Niektórzy artyści na pytanie, dla kogo tworzą swoją muzykę, odpowiadają: dla siebie, robimy to dla siebie. Czasem: dla siebie i naszych fanó...
-
Nie wiem czy fani Pustek zauważyli jakikolwiek kryzys w działalności swojego ulubionego zespołu, ale skoro jego członkowie uznali, że zaczyn...
-
Katowicki festiwal wiele zawdzięcza mediom społecznościowym, zwłaszcza Facebookowi. To właśnie dzięki tej platformie wymiany opinii „w ...

to nie mandolina!:)
OdpowiedzUsuń