7 grudnia 2009

The Phantoms: Kowalski EP (wyd. własne, 2009)

Miejsce akcji: Warszawa. Czas: 2009 rok, któregośtam września. Wtedy to właśnie trzech chłopaków ujawniło swoją czteroutworową EP-kę. Niestety temu wydarzeniu nie towarzyszyły zmiany na słońcu ani żadne zaburzenia w układzie biegunów magnetycznych. Pewnie wtedy jak zwykle obudziłem się człapiąc ciężko do łazienki. Śniadanie smakowało jak zwykle. Reszta dnia również minęła przewidywalnie. Nic nie zapowiadało końca świata. A szkoda, gdyż łobuzy z The Phantoms swoją muzyką potrafią obudzić trupa w świeżym grobie.

Warszawiacy grają coś co można sklasyfikować jako połączenie surf rocka z rockabilly i rockiem garażowym. Jest głośno, jest bezczelnie, jest brudno i jest obleśnie. Anonimowy Grzegorz na wokalu to nasza inkarnacja Lemmy’ego Kilmistera z Motorhead (Lemmy żyje i ma się dobrze, ale kto tam go wie, co topi w szklaneczce whisky). Pięścią w oczy dostajemy już w pierwszym kawałku - tytułowym Kowalskim. Hardy riff na początku krzyczy „za chwilę rozpęta się piekło”. Po czym na pierwszy plan wchodzi Grzegorz ze swoim przepitym, zachrypniętym głosem. Chłopak ma w dupie grzeczne nuty, jakieś oktawy czy inne bzdety. To muzyka wyrosła na uciapanych od smaru rękach oraz ryku rur wydechowych potężnych motocykli. Wtóruje mu sekcja rytmiczna. Legus i Sztj walą mechanicznie w swoje instrumenty, generując toporne, proste riffy. Dla takich kawałków wymyślono 230 V. Energia zmieszana o odżywczym brudem leje się z głośników. Amerykańskie korzenie jeszcze bardziej słyszalne są w Brand New Tatoo za sprawą ustnej harmonijki. W mgnieniu oka przenosimy się do Tennessee i uczestniczymy z zjeździe harleyowców. Rozedrgane dźwięki gitar w Crazy Like A Wasp generują klimat przydrożnej knajpki oświetlonej czerwonym neonem. She has no limits/ She’s crazy as a wasp. Coś mi się wydaje, że muzycy są pod wrażeniem Salmy Hayek w obrazie Od zmierzchu do świtu. I ten opętańczy wrzask w finale... Kończący EP-kę Brother Jay sunie z gracją traktoru C-60. Grzegorz walczy ze zdartym gardłem, ale nie ma przeproś! Trzeba wytrzymać trzy minuty prostego, soczystego riffu i klimatu dusznej mordowni.

Przesadziłem z tym końcem świata. Płytka nie jest aż tak wspaniała jak to wynika z tekstu. Ale pierwsze spotkanie z muzyką The Phantoms jest powalające. To był silny cios w żołądek; płuca paliły ogniem, a usta zatkały się od kurzu. Przed kolejnym podejściem wiedziałem jak się bronić. Obecnie, mimo braku elementu zaskoczenia, wciąż jestem pełen uznania dla trójki bezczelnych gości z Warszawy. Mają diabła pod ogonem i skutecznie infekują uszy nieświadomych niczego frajerów, którzy odważą się zapuścić majspejsowego playerka. [avatar]

Strona zespołu:
http://www.myspace.com/thephantomspoland

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni