11 listopada 2013

UL/KR: Ament (Thin Man Records, 2013)


Bardzo długo podchodziłem do tej recenzji. Dlatego, aby wam wynagrodzić to oczekiwanie (bo przecież czekaliście na recenzję WAFP, prawda? Czekaliście? Nie? To walcie się!), recenzja nietypowa, recenzja skrawkowa, recenzja patchwork.

"tlumy fanow" ????????? lol hahahaha gdzie te tlumy ? czterech fanow na krzyz a dziennikarz ci-pa ....” (heliheli – komentarz pod recenzją na Gazeta.pl)

Drogi heliheli – pod Sceną Leśną na tegorocznym Off Festivalu stało kilkuset tych cipowatych dziennikarzy. Chyba wzięli ze sobą całe rodziny. 

„Nie rozumiem zniecierpliwienia, z jakim UL/KR wypuszczają kolejne pozycje. Prawie nic nie jest doprowadzone do końca. (…) Pochopność – to słowo najlepiej opisuje projekt, który mógłby wydać album dekady w tym albo przyszłym roku, ale świerzbi go roztrwanianie potencjału w imię nawiedzania pamięci krótkotrwałej”. (Fight! Susan)

Ament wydaje się zbiorem b-side’ów, post scriptum genialnego debiutu. Siłą rzeczy musi wywoływać rozczarowanie. 

„Pozostając w stylistyce lat 80. – UL/KR są jak Anatolij Kaszpirowski. Monotonne melodie, którym towarzyszy delikatny, choć mimo wszystko męski głos wokalisty, są hipnotyzujące i pozostają w podświadomości”. (Zwierciadło)

A ja bym wolał, żeby zostały w mojej świadomości. 

„Muzycznie to nagrania prostsze, czasem wręcz zbyt oczywiste jeśli nie banalne. Niewyszukane linie melodyczne, zapętlenia, którym bliżej do pospolitej, synthpopowej elektroniki dominują w tym materiale – mało jest zabaw dźwiękową fakturą czy modulacji możliwościami brzmieniowymi, czym po brzegi był wypełniony debiut. UL/KR wciąż dobrze tworzą dźwiękową opowieść, ale nie są tak dosadni muzycznie i celni w warstwie lirycznej. (…) za dużo tu wypełnień między utworami, zdecydowanie mniej treści”. (PopUp Music)

No właśnie, gdzie te zabijające celnością teksty Błażeja? Po Ament nie zostało mi w głowie nic tak mocnego jak słynne Brodzę w korycie nocy, czy Po tak cienkim lodzie możemy się tylko czołgać. Kojarzę tylko niż z Niemiec Wschodnich. Trochę mało, jak na tak dobrego tekściarza. 

„Bez wątpienia lubienie Ul/Kr stało się swego rodzaju snobizmem”. (Gazeta Prawna)

Podobnie jak słuchanie dziś Papa Dance i Anny Jurksztowicz. 

„Ament brzmi tak, jakby utwory na nim zawarte wciąż nie mogły złapać optymalnej formy, jakiej oczekiwałoby się od muzyków”. (Screenagers)

„10/10” (Dhvddfgxzd – jedyny komentarz pod recenzją Screenagers)

„Fenomen duetu z Gorzowa trudno uchwycić. Ważne jest połączenie ciężkiego, beznadziejnego miejskiego nastroju z baśniowym (narkotykowym?) odrealnieniem tekstów Błażeja Króla. Nie ma w nich pojęć: autobus, stół, blok. Są: mrok, piekło, egzorcyzm, wrzątek”. (Ktoś ruszał moje płyty)

Teksty na Ament są bliższe zabazgranym zeszytom poety licealisty, któremu czasem udaje się uchwycić ciekawą metaforę, ale brakuje mu dyscypliny i samoświadomości, nie zaś twórczości dojrzałego, ukształtowanego autora, za jakiego uchodzi Błażej Król. 

„(….)drugi album nie jest tak nasycony charakterystycznymi mocami, które stanowiły o sile debiutu UL/KR. Amentowi ubywa przede wszystkim na psychodelii, charyzmie, napięciu i chwytanych dotąd w mig tekstach. Ubywa również kulminacji, które wynosiły takie kawałki jak Tuż nad głowami, czy Ruiny na rzadko spotykane na polskiej scenie wyżyny ekspresji zarówno muzycznej jak i tekstowej”. (1uchem1okiem)

„Nie ma już epatowania mrokiem, jest za to trochę szersza gama emocji i sporo humoru. Szkoda tylko, że te emocje nie są tak silne jak w trakcie słuchania debiutu”. (Interia)

Tymczasem na Porcys. 
Szukaj: Ament. Wynik wyszukiwania: Jacaszek „Lament”

***

Ament jest płytą dobrą. Tak twierdzą ci, co słuchali jej w kwietniu. Ja sam nie mam takiej pewności. Też posłuchałem jej w kwietniu. Raz. Potem już mi się nie chciało. Zmusiłem się raz czy dwa w lipcu. Dalej nic. I jeszcze po razie we wrześniu i październiku. Niewiele mi z niej w głowie zostało. Nie lubię jej. Racjonalnie patrząc – jako kontynuacja debiutu nie może być zła. Ale po prostu mnie nie wabi, nie uwodzi. Nie chce mi się do niej wracać. A to źle.

Natomiast potwierdzam opinię o koncertach UL/KR. To zupełnie inny zespół: magnetyczny, zjawiskowy. Słabości swoich albumów potrafią przekuć na zalety. Słucha się i ogląda w zachwycie (no bo ta postać w podkoszulku i z wąsami…). [m]


Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/ULKR/183886538323597

3 komentarze:

  1. A i ja także! I się nie rozczarowałam, a i nawet na koncert poszłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To najczęściej słuchana przeze Mnie płyta w tym roku. Różnorakość recenzji świadczy o tym, że jest naprawdę mocna.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni