25 lipca 2011

Hobo Codes: Hobo Codes EP (wyd. własne, 2011)


Znów Tym razem piszemy o zespole, który tylko w 1/3 jest polski. W dodatku element słowiański gra na perkusji (Adam Dupaski), czyli z założenia ma niewiele do powiedzenia :) właściwie nie jest polski. Ups. Ale to nieistotne. Grupa jako miejsce zamieszkania podaje Kraków, płytkę nagrała i wydała również w mieście z Wawelem w tle. Znaczy - nasi są!

Dwaj członkowie zespołu: Alex Rainer, Adam Dupaski (ciekawe, jak wymawiają to nazwisko?) pochodzą z USA, zaś trzeci, Tom Carter, z Wielkiej Brytanii. Hobo Codes nurza się w gitarowej psychodelii, której korzenie sięgają obu tych krajów. Choć nie trzeba się specjalnie wsłuchiwać, by miejscami dosłuchać się również brzmień podobnych do naszej Ścianki. I jeśli ktoś doznaje chwilowego bezdechu na widok szufladek „psych-folk post-kosmische-thrash popular-noise”, to powinien wstrzymać oddech na dłużej. Dobrych dźwięków jest tu pół godziny.

EP-kę otwiera (i promuje) dość niereprezentatywny utwór. Piosenki w stylu Someone Else teoretycznie są w repertuarze każdej gitarowej kapeli z nurtu new rock revolution. Sporo energii i hałasu, nośny, od razu zapamiętywany refren i specyficzny luz. I można by było od razu zaszufladkować kapelę, gdyby w drugiej części kawałka nie stało się coś dziwnego. Wraz z pojawieniem się trąbki ekipa odjeżdża w purpurowo-krautrockowe obłoki. Coś podobnego w tamtym roku otrzymaliśmy na płycie Oranżady. A to dopiero początek podróży. Battering Ram także na początku myli tropy. Tym razem są to peruwiańskie flety. Minutę później następuje właściwy temat. Ten utwór mógłby posłużyć jako tło muzyczne do jakiejś animowanej opowieści rodem z Heavy Metal. To osiem minut dość jednostajnego grania opartego na ciepłym dźwięku klawiszy i ciętych gitarowych zagrywkach. Wokal Alexa Rainera przyjemnie usypia, choć w mocniejszym refrenie potrafi skutecznie wybudzić. Z kolei When I Want To zaskakuje neurotyczną atmosferą dobrze znaną z płyt... Radiohead. Szczególnie dalsze minuty, gdy Rainer śpiewa „kaczką”, a emocje uzyskują poziom najbardziej ekspresywnych wokaliz Thoma Yorke'a. Chyba najciekawszym utworem jest Chime. Wokalista tym razem brzmi jak Jonas Bjerre z Mew (wybaczcie porównania, ale Alex w każdej kompozycji śpiewa inaczej!). To dobrze zaplanowana rzecz, o urokliwym klimacie, bliska dokonaniom Mercury Rev. Chwile uniesienia przeżywam w okolicy piątej minuty za sprawą nieoczekiwanego przyśpieszenia. Pyszności! Cichy kącik to instrumentalny, krótki przerywnik, choć zespół i tak twórczo go przekształcił. Emocjonalne postrockowe plumkania przepuszczono przez komputer, który w rezultacie dał efekt zniszczonej taśmy magnetofonowej. Etiuda gładko przechodzi w Surf Mountain. Przez pięć minut Hobo Codes pokazuje wszystkie swoje atuty - ciekawą linię melodyczną, intrygujący głos wokalisty, intrygujący klimat i niestereotypową aranżację. Bardzo dobre zakończenie bardzo dobrego wydawnictwa.

Hobo Codes to klasyczny przykład „albumu wyszperanego”, do odkrycia na własną rękę. Czuję podświadomie, że trio raczej nie zawojuje naszego rynku, ale płyta ma szansę zaistnieć pocztą pantoflową. Podobnie było w tamtym roku z Microexpressions. To taka schizofreniczna sytuacja. Te piosenki są zbyt dobre, by stać się przebojami! [avatar]



Strona zespołu: http://www.facebook.com/hobocodes

PS. Dzięki komentarzowi Toma wiemy już coś więcej na temat Hobo Codes :) [m]

5 komentarzy:

  1. witam, alex i adam pochodzą z stanów (NY/OH), i ja (tom) z londyn. mieszkamy, i nagrywaliśmy płytę w krakowie. dzięki za miły słowa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Alex jest przeciez w polowie Polakiem!

    OdpowiedzUsuń
  3. mi tam przypominają to Braty z Rakemna-Pogodno i Beatch Boys :)

    OdpowiedzUsuń
  4. okladka trochę jak arcade fire

    OdpowiedzUsuń
  5. dodaję do obserwowanych
    lubie muszykę alternatywną,lecz do polskiej się nie przekonałam do końca,będe czytac Twojego bloga i moze ją polubię;)
    zapraszam do mnie: www.likeshoes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni