31 stycznia 2015

Hurtownia: Dream Experience, Fisz Emade Tworzywo, Manoid, Oslo Kill City


Nie spać, zwiedzać! Słuchać, komentować! Kolejna porcja szybkich recenzji płyt z 2014 roku oraz jednej całkiem świeżej.

Dream Experience: Dream Experience EP (wyd. własne, 2014)


Coś dawno nie słuchałem takiej muzyki. Tęsknie grający na gitarach zespół z tęsknie zawodzącą wokalistką. Takie nieskobudżetowe Sorry Boys. Co nie znaczy, że niskiej jakości.

EP-ka prezentuje wszelkie wady studenckiego zespołu: niesprecyzowane, rozmydlone brzmienie, niepotrzebne popadanie w patos i „artyzm”, ale mimo to słucha się jej przyjemnie. Może dlatego, że udaje im się umiejętnie połączyć spogłosowaną nostalgię z surowością gitarowego riffu, że wyeksponowany bas zdaje się otulać wszystkie kompozycje narkotycznym dymem, a marudząca, przewrażliwiona wokalistka ma w sumie całkiem ładny i miły dla ucha głos. W efekcie ten niespełna kwadrans mija jak z bicza strzelił, a do tych trzech piosenek chce się wracać. Zwłaszcza do długiego, pochłaniającego leniwym tempem 158 i jaśniejszego, żwawego, tak-bardzo-lata-dziewięćdziesiąte, Superhero.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/dreamexperienceband


Fisz Emade Tworzywo: Mamut (Agora, 2014)


Fisz Emade Tworzywo Kim zasadniczo. Bo Mamut to wszystko, co do tej pory wymyślili młodzi Wagle zawarte na jednej płycie. A zatem do hip hopu i disco dołączyli nawet bigbeat i archaiczny rock znany z pobocznego projektu Kim Nowak, w niewielkiej co prawda dawce (Karate), ale jednak. Zresztą hip hopu też jest niewiele, bo rapowane teksty pojawiają się tylko w Biegu i Dzień dobry (oba z udziałem DJ Eproma).

I to właściwie najsłabsze momenty albumu. Całej reszty słucha się bardzo przyjemnie. Czy to dyskotekowych, roztańczonych Pył, Zwiedzam świat, Piwnica, czy wolniejszych Wojna (gościnnie Nosowska) oraz Wróć, wręcz jazzowych Ślady i Zemsta, aż po bardziej wykręcone nawiązania do podziemnych nurtów elektroniki (Mamut). Nie sposób tu pominąć wokalnego wkładu Justyny Święs z The Dumplings, dzięki której wokale Fisza są jeszcze bardziej melodyjne – no ładniejsze po prostu.  Posłuchajcie tylko sentymentalnego Wróć.

Tekstowo jest dobrze. Bracia co prawda coraz bardziej przypominają pod tym względem (i nie tylko) swojego ojca, ale to chyba niezły wzór do naśladowania?



Strona zespołu: https://www.facebook.com/FiszEmade


Manoid: Synestezja EP (wyd. własne, 2014)


Producent z Podlasia, nazwisko nieznane. Zamiłowanie do rąbania drewna przeniosło się na równie surowy sposób eksploracji muzyki elektronicznej. Mocne, technologiczne bity, oszczędne operowanie melodią – oto jego znaki rozpoznawcze.

Na szczęście nie jest to kolejny nudny IDM-owy instrumentalny soundtrack do filmu o niczym. Dzięki zaproszeniu wokalistek Synestezja nabiera tanecznej przebojowości. Gwarantuję, że Away z udziałem Poli Rise czy Lovebirds i Run zaśpiewane przez Beth nie tylko skłonią was do ruszenia tyłków z fotela, ale i zapadną w pamięć za sprawą kapitalnych linii melodycznych i zabaw z głosem obu pań. Mnie szczególnie wkręca Lovebirds ze zniekształconym na witchhouse'ową modłę wokalem Beth. Niepokojące...  Z kolei Run to już parkietowy killer, który gniecie potężnymi basami i porywa nerwowym, rozedrganym rytmem.

Całości dopełniają potężny Blow, hipnotyczne Far i dudniący studnią remiks Away w wykonaniu Jana Obrębowskiego. Ciekawa rzecz, chyba warto poczekać na długograja.



Strona artysty: https://www.facebook.com/MANOID.music


Oslo Kill City: Clarity EP (wyd. własne, 2015)


Z tym zespołem mam pewien problem. Niby od początku stawiają na surowy gitarowy rock, nie stroniąc od brudu i sprzężeń – a to przecież uwielbiam. Z drugiej brakuje im własnego znaku wodnego, identyfikacji, dzięki której od razu będą rozpoznawalni. EP-ka Clarity nic w tym względzie nie zmienia.

Nadal jest przyzwoicie, nadal da się tych piosenek słuchać, ale nadal bez zapartego tchu, bez podskakujących kolan czy euforii zalewającej głowę. Początek jest przynajmniej zaskakujący. Takiego newwave'owego brzmienia jak w Unfounded się po tym zespole nie spodziewałem. I choć monotonnie, automatycznie brzmiąca perkusja jakoś mnie nie przekonuje, to już wieńczące piosenkę długie sprzężenie – owszem. Dalej wszakże jest już bez zaskoczeń. OKC zwalniają tempo i snują się gdzieś w okolicy kolan New York Crasnals. Sensitive Dependence On Initial Conditions nie ma szans uwieść mnie ani na chwilę. Większe daję Electric Void, które w drugiej części fajnie przyspiesza, ale to wciąż zaledwie powierzchowne zainteresowanie.

Tytułowe Clarity to raczej oda do grunge'owego brudu niż deklarowanej klarowności, bo większą część ponaddziesięciominutowej kompozycji zajmują sprzężenia i przestery. Ale to niestety nie jest poziom Sonic Youth – nic z tego nie wynika.

No i nadal nie wiem, czy lubię Oslo Kill City. Oni chyba na zawsze pozostaną dla mnie gdzieś pomiędzy tymi zespołami najbardziej przyciągającymi uwagę, rozpalającymi zmysły, a ciemną ścianą nijakości.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/OsloKillCity

Słuchał [m]

1 komentarz:

  1. z tego całego zestawienia znany jest mi tylko krążek MAMUT, z którego jestem zadowolony ;)
    resztę albumów zawartych w Twojej notce przesłucham z ciekawości, bo lubię odkrywać nieznane mi zespoły

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni