17 lipca 2007

Gabriela Kulka: Out (wyd. własne, 2006; wznowienie: EBlok, 2007)

Jestem zdumiony tym, że choć omawiana płyta została wydana prawie rok temu, nie sposób znaleźć o niej choćby drobnej wzmianki w opiniotwórczych mediach masowego rażenia. Zdumiewa mnie gnuśność dziennikarzy tychże mediów, którzy przyzwyczajeni do tego, że dostają dzieło do recenzji bezpośrednio na biurko z działu marketingu wytwórni fonograficznej, bez ustanku marudzą, że w Polsce nie ma nowej muzyki, że nie pojawiają się utalentowani artyści, że ogólnie rzecz biorąc panuje nuda i stagnacja. Dla nich świat Gabrieli Kulki leży za niedostępną granicą, niby za wielką taflą mlecznego szkła, przez które widać tylko poruszające się cienie. Ale to już ich problem. Ja tę płytę mam i mogę z czystym sumieniem powiedzieć: zostałem znokautowany. I to wielokrotnie. Na szczęście były to ciosy zadawane futrzaną rękawicą. To całkiem miłe uczucie.

Pierwszy nokaut zaliczyłem, kiedy usłyszałem głos Gabrieli. Niesamowita jak na muzykę bądź co bądź pop skala i rozpiętość tego głosu wprawia w stan przyjemnego zaskoczenia i podekscytowania. Drugi to umiejętność pisania piosenek – tak szalonych, chimerycznych, a jednocześnie lirycznych i - mrocznych. I kolejny nokaut – gdy dotarło do mnie, że całą tę gigantyczną pracę od stworzenia kompozycji, napisania tekstów, mnóstwa linii wokalnych aż po grę na wszystkich instrumentach i rejestrację dźwięków wykonała jedna krucha kobieta – Gabriela Kulka. Wielki szacunek.

Ale czas już włączyć muzykę, czas spróbować zrozumieć fenomen talentu Gabrieli. Piosenek jest piętnaście. Wszystkie łączy bardzo osobisty i emocjonalny styl gry na fortepianie, a także zmysłowy, bardzo rozwichrzony sposób śpiewania przywodzący na myśl Tori Amos i wczesną Kate Bush. Płytę otwiera In The Lens, jeden z moich ulubieńców, piosenka, która wiele mówi o zawartości całego albumu. Mamy tu szaloną rytmikę, gwałtowne zmiany nastroju, chwile niemal ekstatycznego uniesienia i ściskające za gardło wyciszenia. Do tego tekst z zagadkowym mężczyzną w czarnym samochodzie w roli głównej, obrazujący zamiłowanie Gabrieli do sytuacji na granicy racjonalizmu i fantazji. Mam wrażenie, że wokalistka bardzo lubi serial Z archiwum X... New To Somebady – kolejny znakomity utwór, bliski temu, co robiła Tori Amos na płycie Little Earthquakes. Aby nie wymieniać wszystkich tytułów po kolei, ograniczę się do tych, które naprawdę mocno wryły mi się w korę mózgową. Laleczka – niesamowite intro, brzmiące jak ścieżka dźwiękowa do filmu Tima Burtona i zgryźliwie ironiczny tekst o polskim „szoł biznesie”: Hej mała, włóż mini, stań z przodu/ Załatwiliśmy pianistę, prawdziwego artystę/ A ty rób swoje. Zdecydowanie wszystkie cztery piosenki z polskim tekstem, jak to się mówi, rządzą. Pilot oraz Królestwo i pół to prawdziwe perełki – zwłaszcza ten ostatni utwór, ze stylizowanym na orkiestrę klawiszem i frenetycznym wokalem (i przeuroczym, przewrotnym tekstem z tytułową kwestią Za królestwo i pół córki). A w kolejce czeka jeszcze przebojowy, bujający subtelnym bitem numer Spitting Image, powalający niemal punkowym czadem Death Won’t Save The Day (wykrzyczany refren i totalna demolka fortepianowej klawiatury w finale), uroczy Shark, harmoniami wokalnymi i ich słodyczą odwołujący się do ery lollipop music z przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku, i roztańczony, rozklaskany gospelowy Rolemodels. Płyta kończy się niespodziewanie dość mrocznie. Numer tytułowy mógłby posłużyć za soundtrack do oldskulowego filmu grozy (te złowieszcze partie syntezatorów, niepokojące wyciszenia i eskalacje, brr, aż ciarki przechodzą). A King Of Rats jest jak złowroga senna wizja, która spodoba się fanom twórczości Anji Garbarek: King of rats comes to my room each night/ But I'm too scared to close my eyes/ When the house is dark he sits down at my bedside/ Sings me strangest lullabies. I te lodowate chórki! Cudo! Warto jeszcze dodać, że do każdej piosenki Gabriela nagrała od kilku do kilkunastu ścieżek wokalnych, potrafiła nawet sama – dzięki pomocy przyjaznej techniki – zaśpiewać partie chóru gospel! Jej niesamowita pomysłowość i inwencja wzbudza autentyczny podziw.

Out zachwyca swoim bogactwem i nieprzewidywalnością. Serwuje nieustanną huśtawkę nastrojów, a jej sprawczyni co chwila zmienia kostiumy i maski. Raz jest zimna i cyniczna, raz zwariowana i roztrzepana, kiedy indziej liryczna i seksowna. Kobieta o stu twarzach i tyluż głosach – oto Gabriela Kulka, gwiazda światowego formatu.

Naprawdę sądzisz, że możesz sobie pozwolić na to, by zignorować tę płytę?


Artist site: http://gabakulka.com/
ver.: polish / english
media: free mp3

3 komentarze:

  1. Gaba jest Boginią

    OdpowiedzUsuń
  2. Smacznego? O tak. Gaba jest niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  3. poznałam całkiem niedawno i...zauroczyła mnie, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni