28 lutego 2012

Ostatki 2011: Impersonal Detachment, Happysad, João, Emma Dax, Czesław Śpiewa, Piętnastka


Z uporem maniaka wyciskamy z roku 2011 ostatnie krople soku.



Impersonal Detachment: Impersonal Detachment EP (wyd. własne)


Jest na tej EP-ce utwór, który mógłby rozwalić każde hipsterskie podsumowanie roku 2011. Jego autorem jest Szymon Małecki, muzyk Rotofobii. Some Days to kawałek wręcz doskonały. Rozmarzone, shoegaze’owe syntetyzatory, fajna barwa głosu, kapitalna linia melodyczna i świetne gitarowe hooki. Niestety, nie da się wiele dobrego powiedzieć o pozostałych kompozycjach, gdyż Małecki popisowo je psuje „ubarwiając” swój głos dziwnymi filtrami. Po co? By było bardziej alternatywnie? Chyba każdy się zgodzi, że kawałki I Can't Find You, Nothing, Tomorrow zaśpiewane „po bożemu” przyniosłyby Szymonowi więcej chluby niż wszystkie dotychczasowe dokonania Rotofobii razem wzięte…



Strona artysty: http://www.szymonmalecki.com


Happysad: Zadyszka (Mystic)


10-lecie istnienia Happysad postanowił uczcić nietypowym wydawnictwem. Koncertowemu DVD towarzyszy swoisty „Tribute to...”, na którym zaprzyjaźnione zespoły zaprezentowały wybrane piosenki z repertuaru grupy w często zaskakujących aranżacjach. Starachowiczanie lubią indie, nawet gdy indie nie lubi ich. Dzięki temu otrzymujemy kilka interesujących wykonań, których można posłuchać z niekłamanym zainteresowaniem. Najlepsze strzały: Muzyka Końca Lata oraz Maki i Chłopaki. Utwory Happysadu idealnie wpisują się w nostalgiczną aurę obydwu grup (choć elementy reggae są niepotrzebne). Piotr Maciejewski z Drivealone nie miał problemów przerobić dość skoczną pioseneczkę w shoegaze’owy czołg. Zaskakuje Hurt. Tekst Kiedyś kupię nóż i powyrzynam wszystkich wkoło Kurowicki zaśpiewał z rozkosznym rozleniwieniem; można tylko się uśmiechnąć z aprobatą. Taka Historia Zdunka to rasowy modern jazz i to bardzo dobry jazz. I jest jeszcze Mjut. Zespół mimo zaledwie jednego albumu na koncie wypracował już rozpoznawalne brzmienie. Fajne wypada też Indios Bravos - Gutek jest bardzo dobrym wokalistą, idealnym do regałowego bujania. Trochę zawodzi Nathalie And The Loners. Jej wersja Taką wodą być jest zbyt egzaltowana. Nijaki jest też Czesław Mozil i Oszibarackowy Agim Dżeljilji. Ale ogólnie fajny pomysł, Happysady! Także z nową, ciekawą wersją Manewrów szczęścia.

Strona zespołu: http://happysad.art.pl


João: Rocks (Antena Krzyku)


João de Sousa to Portugalczyk mieszkający od sześciu lat we Wrocławiu. Działał w Pensão Listopad, gościnnie udzielał się na płytach Mikromusic i Smolika. Teraz postanowił działać na własny rachunek. Jeśli ktoś spodziewał się jakiś odniesień do nieodżałowanego Pensão Listopad, czeka go rozczarowanie. Zgodnie z tytułem, płyta przynosi dziesięć poprockowych utworów. Niestety, z przewagą melancholijnych i subtelnych. Czyli idealnie wpisujących się w nurt „obcokrajowca nad Wisłą”. A w zeszłym roku dostaliśmy podobne płyty Johna Portera, Gafyna Daviesa i Haydena Berry'ego. De Sousa w tym zestawieniu nie wygląda za ciekawie. Nie posiada zbyt ciekawego głosu, a jego kompozycje nie porywają za bardzo. Najlepsze rzeczy: The Scale, gdzie wokal w refrenie może kojarzyć się trochę z Thomem Yorke, przebojowe The Call Of Love oraz Peace At Heat z niezgrabną (acz intrygującą) elektroniką. Reszta pracuje na tytuł fajnej, ale zupełnie niepotrzebnej płyty. Nie chcemy kolejnego marudy z gitarą, chcemy więcej portugalskiego temperamentu!

Strona artysty: http://joao.pl


Emma Dax: Emma Dax (Mystic)


Emma to supergrupa. Goodboy Khris z D4D, Duże Pe od Masali i wywodzący się z Afro Kolektywu Remek Zawadzki. Tych trzech facetów połączyła miłość do kiczu lat 80. I tak przez dwanaście kompozycji mamy ejtisowe syntetyzatory, współcześnie modne electro, zawodzenia rodem z Papa Dance i raperskie nawijki. Zabójczy konglomerat dla zwolenników mieszania wszystkiego ze wszystkim. I chyba tylko dla nich. Debiut Emmy nosi w sobie ślad klątwy supergrup - połączenie zdolnych muzyków w nowej konfiguracji nie skutkuje superpozycją ich umiejętności, a wręcz przeciwnie, końcowy efekt jest co najwyżej letni. Co nam z tanecznych bitów, skoro potrafią skłonić jedynie to apatycznego kiwania nogą? Po co obiecywać zabawę melodyjnym refrenem, skoro jest tonowana hiphopowym słowotokiem? Dziewczyn na takie granie wyrwać się nie da, więc pożytku z płyty żadnego.

Strona zespołu: http://www.facebook.com/emmadaxmusic


Czesław Śpiewa: Czesław Śpiewa Miłosza (Mystic)


Czesław Mozil stara się iść pod prąd. Mimo powszechnej krytyki jego (nie)znajomości języka polskiego i problemów z wymową postanowił wziąć się za bary z wierszami Czesława Miłosza. Ciała nie dał. Płyta jest na wskroś Czesławowa. Te wszystkie barokowe instrumentalia, kabaretowe gobeliny, cygańska atmosfera znana z poprzednich wydawnictw, na Miłoszu nie straciła nic ze swej alternatywności, nie czuć nad nią niewidzialnej ręki producenta popularnego TVN-owskiego talent show. A jednak odsłuch płyty nie wywołuje większych emocji. Problem z nią jest ten, że to rzecz dla każdego. Można posłuchać jej przy babci, nauczycielce, pani Krysi z biurka obok, mechaniku samochodowym i żadna z tych osób nie każe ściszyć radia. Czesio lubiany przez wszystkich, to nie Czesio, który zadziwiał życiowymi historiami na P.O.P.-ie. Czekamy więc na autorski i niegrzeczny materiał. A płytę odkładamy na nieco mniej podręczną półkę.



Strona artysty: http://www.czeslawspiewa.com


Piętnastka: Dalia (Sangoplasmo Records)


Można się zastanawiać, czy ten projekt multiinstumentalisty Piora Kurka wywołałby taki potężny odzew w blogosferze, gdyby ukazał się na tradycyjnym nośniku, a nie na przeżywającej nową młodość wysłużonej kasecie magnetofonowej wydanej w nikłym nakładzie. Udostępniona wersja cyfrowa pozwala zweryfikować hajp. Kurek skutecznie myli tropy i igra z każdą początkową próbą wepchnięcia w znane szufladki. Z jednej strony słuchacz może odrzucić przedszkolną prostotę jednostajnych dźwiękowych tąpnięć, z drugiej – niezauważenie - daje się wciągnąć w ludyczną psychodelię. To chyba największy atut Piętnaski. Wykorzystanie akordeonu i chwytów rodem z cepelii zestawia z amigowymi popiskiwaniami i przesterowanym domowym lo-fi. I mimo że Dalię można łatwo nazwać muzyką dla dźwiękowych freaków - nie sposób nie docenić finezji w tworzeniu wielowarstwowych płaszczyzn rozpierających ramy każdej z jedenastu stworzonych kompozycji.



Wyciskał [avatar]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni