3 lutego 2012

Ostatki 2011: Got.Knees, Karate Free Stylers, Kari Amirian, People Of The Haze, Dogs In Trees, Tin Pan Alley


Pierwsza porcja płyt, które nie zmieściły się w regulaminowym termie, a są warte waszej uwagi. Lub nie, to zależy.


Got.Knees: Horror Vacui (wyd. własne)


Muzycy, którzy nigdy się nie urodzili. Płyty, których nigdy nie było. Recenzje, których nie napisano. Zespół, który nie istnieje. Na sfałszowanej stronie internetowej przeczytamy same kłamstwa, ale jedno jest pewne: istnieje muzyka, za którą stoi jeden człowiek. Skoro zadał sobie tyle trudu, by się ukryć za zerojedynkową maską, nie zdradzę jego tożsamości. A płyta? Niezła. Dwanaście ciężkawych piosenek na elektronikę (sample?), gitary i głos. Mocno to wszystko przypomina Bad Light District i fani takiego wieczornego grania na pewno znajdą tu coś dla siebie. Choćby smutną balladę Waitiong For Something To Happen, ni to blues, ni breakbeat Logic Is Rare czy śliczne minimalistyczne drobiazgi Nonentity i Devils Of The Pit.

Całość do ściągnięcia na stronie: http://gotknees.com



Karate Free Stylers: Weird Nightmares SP (FYH! Records)


Rzecz z kategorii „tylko dla najbardziej wytrwałych fanów”. Dwie świeże piosenki plus materiał bonusowy, na który składają się utwory demo i kilka nagrań koncertowych. O ile dwóch pierwszych da się jeszcze posłuchać, to cała reszta brzmi jak totalne podziemie i odrzuca fatalną jakością. Singlowe Weird Nightmares niestety nie porywają, muzycznie to utwór co najwyżej przeciętny, broniący się tylko mocnym, intensywnym wokalem. Another Dawn Fades od razu podpada wstępem, który brzydko pachnie plagiatem (skąd ja znam ten riff? Przypomnijcie mi!), a dalej wcale nie jest lepiej. Gdzieś znikła oryginalność pierwszej EP-ki, a odarte ze specyficznego brzmienia by Michał Miegoń piosenki KFS wypadają jak odrzuty odrzutów z sesji Smashing Pumpkins. Oby nie był to zły prognostyk przed zapowiadanym na marzec nowym materiałem.



Strona zespołu: http://www.myspace.com/karatefreestylers



Kari Amirian: Daddy Says I'm Special (EMI Music Poland)



To jest strasznie przyjemna w odbiorze płyta. Słodka, urokliwa, czasem ckliwa, czasem zbyt artystowska. Momentami nudnawa, ale gdy już się wydłubie te najładniejsze piosenki, to trudno się od nich oderwać. Takie cudeńka jak Stronghold z dzwoneczkami i chórkami wielkiej urody, The Winter Is Back z olśniewająco pięknym refrenem, czy A Poem z kunsztownie zaaranżowanymi smykami (i z cymbałkami!) pozwalają zapomnieć, że to w sumie nic nowego i takich milutkich wokalistek są na świecie tysiące. Aha, no i brzmienie bębnów, basów. Kapitalna robota wykonana przez męża wokalistki, Roberta Amiriana.

Strona artystki: http://www.kariamirian.com/


People Of The Haze: People Of The Haze (wyd. własne)


Jeśli tęsknisz za brzmieniem hard rocka z końca lat 70., lubisz funk & heavy, to wrocławianie z POTH z pewnością rozgrzeją ci duszę nie jeden raz. Porządna dawka mięsistego łojenia na gitarach z domieszką funky, czasem skręcająca w rejony zajmowane przez naspidowanych stonerowców, ozdobiona mocnym, zachrypniętym wokalem. Dobra rzecz do autobusu lub na mordercze przebijanie się przez zatłoczone miasto. Full Speed Ahead, I’m Leaving, No Wings To Fly, Fake – to naprawdę fajne numery. Dużo energii w starym stylu.

Strona zespołu: www.poth.pl


Dogs In Trees: Brzeziny EP (wyd. własne)


Nic mi o tym zespole nie wiadomo, z wyjątkiem tego, że pochodzi z Gdyni (taki tag znajduje się na ich bandcampie). Tajemniczość wizerunkowa idzie w parze z niedookreślonością muzyczną. Mamy tu melancholijne ambientowe ballady (101011, Tama), syntezatorowe new wave (Zimny czeski wiatr), gitarowe lo-fi (No Need To Rape), zgrzytliwy industrial i niepokojącą elektronikę (Resonate). Z pewnością intrygująca, choć nie zawsze przyjemna w odbiorze muzyka. Ciekawe, czy dowiemy się kiedyś czegoś więcej o tym projekcie?




Tin Pan Alley: All Hail The Omnipotent Universe! (Antena Krzyku/OpenSources)


Mam straszliwy problem z tą płytą. Odleżała się kawał czasu – za każdym razem, gdy zabierałem się do słuchania, nie potrafiłem dotrwać do końca. W ten sposób drugie dzieło Tin Pan Alley całkowicie się przeterminowało i wylądowało w Ostatkach, czyli publikacji ostatniej szansy dla płyt pominiętych. Nie wiem czym wytłumaczyć, dlaczego ten album tak mi nie leży. Może przejadł mi się wszędobylski Kuba Ziołek? Może to wina pretensjonalności niektórych utworów, odejścia od prostoty debiutu, takiej próby udowodnienia na siłę, jacy to jesteśmy elastyczni, wszechstronni i otwarci na inne style? Wcale nie podobają mi się jazzowe wariacje i wielominutowe medytacje nad jednym motywem. Z całej płyty pamiętam tylko urocze, ciepłe Palm Waves i pierwsze cztery minuty The Morning Fall zaśpiewane przez Paulę Bialską. Nad tym albumem unosi się duch nieuchronności i rozpadu (zaraz po wydaniu All Hail The Omnipotent Universe! zespół ogłosił zakończenie działalności), który naznaczył piosenki i odebrał przyjemność z ich słuchania.

Strona zespołu: http://www.myspace.com/tpa

Przesłuchał i opisał [m]

4 komentarze:

  1. Małe faux pas Radarze, otóż Kari Amirian jest żoną a nie córką Roberta Amiriana.

    OdpowiedzUsuń
  2. fakt, faux pas, zmylił mnie tytuł płyty i jakieś dziwne skojarzenie z Robertem Janowskim. niezbadane są ścieżki ludzkiego umysłu. poprawione :) [m]

    OdpowiedzUsuń
  3. Karate bardzo spoko. lepiej i przystępniej niż na at least wypadają.
    Adam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Anonimem - Karatecy przesadnie pojechani.
    Fajny przedsmak przed fajną Epką :)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni