29 grudnia 2012
Little White Lies: Devils In Disguise (FYH!Records, 2012)
Wszyscy kłamią!
No dobra, nie wszyscy, ale niedawno z debiutancką płytą objawiło się dwoje kłamczuszków z Łodzi. Słodziutkie nieprawdy do uszka szepcze Kasia „Katee” Bartczak, a wtóruje jej Zbigniew Krenc. Do dyspozycji mają jedynie gitarę oraz automat perkusyjny i starają się przekonać, że to wystarczy do robienia hałasu niczym w prawdziwym garażowym zespole. Różnie z tym bywa, w niektórych przypadkach kłamstwo ma krótkie nogi, choć dość często dałem się skutecznie otumanić!
Porównywani są do The Kills. Coś w tym jest. Katee ma seksowny głos, z głośników płyną przyjemne, podbite bluesem, brudne riffy, co sprawia, że propozycja Little White Lies nabiera zabójczej zadziorności. Już odpalany motor w pierwszych sekundach Don't Breathe Until I Tell U To daje wyraźny sygnał, że przed nami czterdzieści pięć minut jazdy bez kasku na głowie. Krenc potrafi skonstruować prosty acz nośny motyw, który niesie cały utwór. Używanie w przypadku duetu terminu stoner jest nadużyciem, ale kilka kawałków cechuje charakterystyczna motoryka podpatrzona u Josha Homme'a (Velvet Revolution, Untitled). Z drugiej strony mamy blues. I tu trochę zaczyna zgrzytać. Gdy stanowi on główny riff (Just Black) wszystko jest OK, jest klimat, są soki i niezły drive połączony z czarnym akcentem Kasi Bartczak. Ale gdy Kerc dokłada swoje minisolówki (Hurricane), wychodzi z tego takie pitu-pitu. Może dlatego, że bardziej skomplikowane zagrywki gryzą się z mechaniczną prostotą automatu perkusyjnego? Są kawałki, w których programowa monotonia cechuje się sporym ładunkiem charyzmy, są też nagrania brzmiące momentami topornie i plastikowo.
Jakby nie narzekać, łodzianie mają w rękawie kilka świetnych kompozycji. Świetne jest Save Me z soulową linią melodyczną, szamańsko-doorsowkie Farewell czy duszne Substitute For Love. Nic nie ujmując wokalowi Katee (czasami bliskiemu seksapilowi Anny Patrini) - największy wdech robię, gdy przy mikrofonie staną oboje muzycy. Słuchając ulubionego ADR mam w głowie kadry z Urodzonych morderców. Wokalny tandem Bartczak-Krenc wymiata! Podobnie jest w Waste Time - idealny podział ról i kapitalne uzupełnianie się. Czy to przypadek, że do tych piosenek nie mam żadnych zastrzeżeń?
Devils In Disguise to przyzwoity debiut. Tylko na przyszłość niech zakupią lepszy automat perkusyjny. A Zbyszek niech popracuje nad solówkami. Gdyż udany mariaż tychże jest zbyt oczywistą blagą, by można ją było kupić bez żadnych podejrzeń. [avatar]
Strona zespołu: http://www.facebook.com/littlewhiteliespl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mietall Waluś to specyficzna postać. Udało mu się kilka lat temu wstrzelić w rynek całkiem przebojową płytą zespołu Negatyw, wziął udział w ...
-
Przedstawiamy ósmą część cyklu We Are From Poland . Tym razem wyłącznie debiutanci! 01. Mela Koteluk : Spadochron/ demo { więcej } 02...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Jeśli lubicie kupować muzykę w wersji elektronicznej i jest to muzyka z gatunku tej recenzowanej na WAFP, to odpowiedzią na pytanie zadan...
-
Podobno liczy się tylko piękne wnętrze, ale opakowanie może korespondować z wysoką jakością muzyczną płyty. Tak jest w przypadku trzech p...
-
A mogło być tak dobrze. Plug&Play to właściwie jedyny polski zespół pasujący do kategorii dance-punk. Wiadomo o co chodzi: o ostre gitar...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Cześć, rzadko sięgamy po narzędzie do badania opinii publicznej (może za rzadko?), ale czasem warto zapytać Czytelników, co najbardziej ce...
Super płyta, a na koncertach zespół to prawdziwa energia. Byłam w Olsztynie, polecam się wybrać gdy LWL grają w waszym mieście!
OdpowiedzUsuńAnka