22 grudnia 2012

Magnificent Muttley: Magnificent Muttley (Karrot Kommando, 2012)


Golizna, surowizna i halucynogeny.

Wysyp gitarowego retrogrania dotarł i do nas. Jeszcze nie na taką skalę, jak w krajach skandynawskich, ale z całą pewnością przybiera na sile. I tak: Gdynia ma Pedal Distorsionador, Wrocław Dead Snow Monster, a Warszawa mainstreamową Kim Nowak, oraz… Magnificent Muttley. Ten ostatni, to naturalnie power trio, które ma na koncie EP-kę wydaną dwa lata temu, zwycięstwo w konkursie młodych talentów w Jarocinie i świeżo wydany, pełnometrażowy album. Czym wyróżnia się spośród pozostałych kapel? Przede wszystkim brzmieniem. Jest brudne, surowe, jakby specjalnie niedopracowane, wyjęte gdzieś z piwnicy, garażu albo z salki prób.

Taki od niechcenia rozwijający się Something is…, który płytę otwiera, od razu zwraca uwagę nietuzinkowym sposobem nagrania perkusji. Kto teraz tak nagrywa bębny? A to zaledwie intro do One Drop, jeszcze bardziej leniwego utworu, zbudowanego na kształt bluesa w stylu Howlin’ Wolfa czy Muddy’ego Watersa (taki też jest świetny Still), zwłaszcza wtedy gdy rozkręca się do pasażu z gitarową solówką. Mamy tu kilka rasowych rockowych kawałków w stylu z The Stooges czy Grand Funk Railroad - fantastyczne zresztą utwory: Riot, No Stress (ten niesamowity bas!), mamy coś z Velvet Underground zmieszanego z Led Zeppelin (The Time), przebojowego funka w stylu Marcusa Millera (Phenomanalike) z fenomenalna - tak! - partią gitary, Stonesowy, potraktowany przez dodatkowe nieco cięższe skojarzenia, Stains czy Take A Sip. Całość spina outro ...Going to Happen z takim samym jak na początku piwnicznym brzmieniem, ale jeszcze wolniejszą, melancholijną, trochę doomową budową. Rewelacja.

Debiut warszawiaków składa się z samych gołych, surowych riffów, które mają jedno tylko zadanie: oczarować. I to w taki sposób, żeby odnieść wrażenie brania środków halucynogennych. Wszystko, co prezentują, już kiedyś było, ale jest podane w wyśmienity sposób. Album co prawda wydaje się też być odrobinę za długi (o jakieś trzy numery), ale jeśli po trochę sztucznym Pedal Distorsionador czuliście niedosyt, to Magnificent Muttley będziecie słuchać z wypiekami na twarzy. Świetna robota! [lupus]

No Stress:



Strona zespołu: http://www.facebook.com/MagnificentMuttley

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni