16 grudnia 2013

Felix Kubin: Zemsta Plutona (Lado ABC/ Gagarin, 2013) + Felix Kubin mit Mitch & Mitch: Bakterien & Batterien (Lado ABC, 2013)


Wygląda na to, że Lado ABC zrobiło deal życia. Oto Felix Kubin, znany niemiecki kompozytor i producent muzyki elektronicznej, którego osiągnięcia są stawiane na równi z legendarnym Kraftwerk, dołączył do artystów wydawanych przez ten label, i to nie tylko w Polsce, ale całej Europie Środkowej i Wschodniej. Warto przy tej okazji zapoznać się z twórczością tego artysty, tym bardziej, że Lado wydało w ciągu ostatniego miesiąca dwa albumy Kubina. I oba są dość mocno powiązane z Polską.

Kubin nie od wczoraj bywa w Polsce, od dawna wchodzi w kolaboracje z polskimi artystami. Oprócz tego, że współpracuje ze swoją partnerką Mariolą Brillowską przy tworzeniu animacji, występował już choćby z Wojtkiem Kucharczykiem, znanym z Mołr Drammaz i The Complainer & The Complainers, od lat przyjaźni się także z Macio Morettim, o czym zaświadcza w arcyciekawym wywiadzie opublikowanym w T-Mobile Music. Z tego ostatniego faktu wynika wspólna płyta z Mitch & Mitch, ale o tym za chwilę. Na początek rzućmy uchem na Zemstę Plutona.

Już sam tytuł świadczy o przewrotnym poczuciu humoru hamburczyka, zadając kłam opiniom o Niemcach jako ludziach gustujących wyłącznie w żartach topornych i dosadnych. Album jest wypełniony subtelnymi żarcikami i mrugnięciami okiem do słuchacza. Wątki futurystyczne, nawiązania do muzyki filmowej, zwłaszcza tej do (tanich) obrazów SF, żonglerka stylami, także tymi dalekimi od współczesności, nieustanne zmiany dynamiki i faktury utworów – od klinicznej syntetyki, poprzez te nasączone żywym instrumentarium, czynią Zemstę albumem co najmniej interesującym. Już na początku Kubin sięga po wszelkie środki, by słuchacza rozbroić i kupić w całości. Lightning Strikes, zaśpiewane komicznym wysokim głosem po angielsku z niemieckim akcentem, rzuca na kolana. Zaraz potem Atomium Vertigo – tu z kolei zimna precyzja elektroniki doskonale koresponduje z perfekcyjną dykcją deklamującego po francusku Nicolasa Ekla. 

To nie koniec piosenek. Felix okazuje się spoko gościem, który nie ma w zwyczaju katować słuchaczy swoimi asłuchalnymi eksperymentami. Uwielbiam Piscine Resonnez!, które jest prawdziwą dancepunkową petardą, z bombardującą uszy perkusją i zaczepnymi wokalami (tym razem damskimi) po francusku. Również Der Kaiser is gestorben okazuje się całkiem fajną piosenką. Co nie znaczy, że Zemsta Plutona składa się z samych przebojowych melodii. Jest tu też trochę cięższych klimatów (niepokojące Nachts im Park, psychopatyczne Fies Without Memory), ale i takich czysto technologicznych (oszałamiające precyzją Speed, komputerowe The Rythm Modulator Cont’d) czy wreszcie rozpasanych, sięgających głęboko do tradycji muzycznej i siekącą ją w drobny mak super ostrym nożem japońskiego mistrza sushi (szalone swingujące Swinging 40s, pełna przeszkadzajek, stanowiąca niejako pomost do kolejnej płyty, tym razem z Mitchami – Zemsta Plutona).


Skoro jesteśmy już przy Mitch & Mitch, to możemy płynnie przejść do Bakterien & Batterien, przy czym znak & należy czytać jako „und”, broń Boże, „and”.

Z Mitchami tak już jest, że nieważne, kto z nimi zagra, to i tak będzie brzmiało jak kolejna płyta Mitchów. Tak jest i w tym przypadku. To album bardzo w ich stylu – zagrany z wielkim rozmachem, perfekcyjny wykonawczo i brzmieniowo. Pełno tu soundtrackowych melodii i odniesień do przeróżnych gatunków filmowych, ze szczególnym naciskiem na staroszkolne horrory i filmy akcji z lat 70. Jako się rzekło Horizontal Rain, który rozpoczyna Bakterien, idealnie łączy się z zamykającym Zemstę Plutona nagraniem tytułowym. Mamy tu podobną rytmikę i nastrój, ale już wzbogacone o potężne walnięcie sekcji dętej, a nawet zagrywki gitary. W takich jak to nagraniach trudno się „dosłyszeć” udziału Kubina, ale już w kolejnych na liście Syncopated Secretaries takiego problemu mieć nie powinniśmy, skoro to właśnie Niemiec narzuca ton całej kompozycji.

I tak sobie to płynie w rozkosznej beztrosce, z wycieczkami do wywołujących radosne podekscytowanie dźwięków z filmów grozy (Creeper, Dead Face), przez utwory nieco bardziej wykręcone (dziwaczna kakofonia w nagraniu tytułowym, ambientowe The Tired Hands Of M. Curie i Too Much Light, Too Many Suns) aż po nieco (ale tylko nieco) mniej przebojowe niż na Zemście piosenki zaśpiewane przez Kubina (Narzissmus & Musik, Schnuersenkel) i szaleństwo oldskulowej orkiestry jazzowej (Bój się boogie).

Gdybym miał wybierać, chyba jednak wskazałbym „lepszość” Zemsty Plutona – jest dla mnie czymś nowszym i bardziej ożywczym w porównaniu z albumem nagranym we współpracy z Mitchami. Ale tak naprawdę oba wydawnictwa są świetne i warte wydania na nie kilkudziesięciu złotych. A dla fanów Herr Kubina to prawdziwe święto – dwa albumy ich mistrza w tak krótkim odstępie czasu. Chwała Lado ABC! [m]

Strona artysty: http://www.felixkubin.com

1 komentarz:

  1. Zawsze ciekawią mnie inspiracje filmami w muzyce, teraz nie jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni