We don't need no education? A jednak. Bez szkoły nie
byłoby takich płyt jak Sentiments.
Po
rozbuchanym kompozycyjnie i stylistycznie albumie June, Julia stawia na
minimalizm środków. Nowe utwory powstały w skromnym składzie, tak aby możliwe
było ich wykonanie na perkusji, basie i gitarze. Zaskakujące założenie, bo do
tej pory Julia była kojarzona z instrumentami klawiszowymi i po June
można było prorokować album jeszcze bardziej popowy, mocniej nasycony
elektroniką. Ale nie. Jest surowo, momentami rockowo. Na singiel wybrano
dynamiczne, młodzieżowe Manners z dominującym basem i hałaśliwą, celowo
brzydką solówką na gitarze, która zadziwiająco dobrze wypada po n-tym
przesłuchaniu. Fajny kawałek, który jednak jest zaledwie wstępem do bardziej
wyrafinowanych kompozycji. Już następujące po nim Dislocated Joint i Halflife
udowadniają, że Julia dojrzała do trudnych, ale trafnych decyzji. Chodzi o
„obieranie” kompozycji ze zbędnych dźwięków i pozostawianie tylko tych
najważniejszych. To dlatego obie piosenki brzmią tak szlachetnie, a niczym
niezakłócone melodie usadowione na nienaruszalnych fundamentach hipnotycznej
sekcji rytmicznej tak celnie trafiają w emocje i... umysł.
Wracając
do tych bardziej energetycznych momentów. W Teachers znowu jest głośno,
z potężnym przesterem na basie i bębnach, Cincina (w całości po polsku!)
to punkowe, ale przebojowe wymiatanie, a Lost My Luck bombarduje uszy
ciężkim NIN-owym riffem. Ten ostatni numer to zresztą jeden z najlepszych
momentów na albumie – ponury, psychodeliczny, nieobliczalny. Słuchając go
inaczej odbieram spojrzenie Julii uwiecznione na okładce. Mówi ono: „Masz do
mnie jakiś problem, kolego?”
O
przeszłości przypominają łagodniejsze piosenki. Prześliczne Piggy Blonde
czaruje brzmieniem melotronu i niezwykłym smyczkowym finałem. Maryanna
to powrót do tradycji piosenek w stylu Tori Amos (fajnie wypada fraza Olsztyn
town), a popowego oblicza Sentiments dopełniają urocze, choć
melancholijne Twelve i niewinne w swojej „ładności” North Pole.
Osobny
akapit dla Supermana. Utwór, nie waham się użyć tego określenia,
genialny. Szacunek za odwagę, by na blisko trzy minuty zostawić słuchacza z
monotonnym, zapętlonym rytmem podkreślanym przez maniakalnie precyzyjny bas i
agresywne, mechaniczne akordy gitary. Ciareczki do końca.
W
ostatecznym rozrachunku trudno mi powiedzieć, czy Sentimentals może
zawładnąć naszym rankingiem w takim stopniu jak June w 2011. Bo i
konkurencja większa, i może sama muzyka nie robi już tak potężnego wrażenia.
Jedno jest pewne: nowej płyty Julii Marcell słucha się świetnie. Jeśli chciała
coś udowodnić, to udowodniła. Choćby to, że może mieć u stóp fanów na całym
świecie. [m]
Strona artystki: http://www.juliamarcell.com
Strona artystki: http://www.juliamarcell.com
uwielbiam Julie Marcell...
OdpowiedzUsuń