20 października 2014

By Proxy: Ecotone (wyd. własne, 2014)


Takie rzeczy cieszą. Że w roku pełnym piosenkowego electropopu komuś chce się wejść w to towarzystwo w ubłoconych gumiakach.

Przy okazji recenzji wcześniejszej EP-ki duetu, Full Dark, No Stars, kręciłem nosem, że chłopaki popisują się, używają tanich patentów na zwrócenie uwagi i bezczelnie wykorzystują falę zainteresowania Skrillexem. Tym przyjemniej mi donieść, iż debiutancki album krakusów jest przemyślany w każdym calu. O ile na poprzednich małych wydawnictwach panoszyło się dźwiękowe szaleństwo i młodzieńcza buta, tak teraz z całego wcześniejszego chaosu pozostało inteligentnie przemyślane wariactwo. Ecotone to trzy kwadranse bez specjalnego mizdrzenia się do publiczności. Owszem - panowie serwują parę chwytliwych melodii, ale można być pewnym, iż chwilę później zagłuszą je tłustym komputerowym bitem. Również odjazdy w techno rejony trzeba okupić krwią - a ta spłynie wraz w wejściem industrialnych partii gitarowych. Ot, taki '”xanax na xxanaxx”.

By Proxy idą ścieżką wytyczoną choćby przed ubiegłoroczny debiut AXMusique. Choć sądząc po tym jak przepadło Slimy Action Music, powstaje pytanie, czy jest zapotrzebowanie na głośne, hipnotyczne i brutalne electro. List przebojów Ecotone nie opanuje, dyrekcji elektronicznych festiwali nie zachwyci (gdyż daleko muzyce duetu do introwertycznych setów skrytych za konsoletą DJ-ów), a dyskotekowe parkiety nie przyjmują zbyt wiele eklektycznych rozwiązań w obawie o odpływ zapatrzonych w proste „umc, umc” klientów.

Właśnie w eklektyzmie siła tego wydawnictwa. Krakowianie już pierwszym kawałkiem ostrzegają: szykujcie się na borderline. Wyciśniemy z was ostatni pot, zmiażdżymy bębenki słuchowe, podetniemy nogi morderczym rytmem i dobijemy zmianą konwencji w najmniej oczekiwanym momencie. I to nie są czcze obietnice. Po krótkim wstępie dostajemy Broken. To właściwie przebój. Dobrze zaśpiewany, pełen światła, z lekko odjechanymi klawiszami. Ale już następujące po nim Dirty nie pozostawia złudzeń. Liczy się trans i to czy w nim wytrwamy przez następne cztery i pół minuty. Choć panowie na tym etapie dają jeszcze trochę wytchnienia wplatając ciekawe zwolnienia wypełnione anielskimi wokalizami. Najbardziej lubię Empty, szczególnie za wokal kojarzący się z Jamesem Atkinem, liderem zapomnianej kapeli EMF. Ta charakterystyczna brytyjska maniera ciekawie kontrastuje z technołomotem w dalszej części utworu. Im dalej, tym stylistycznych wycieczek więcej - house'owe Frequency, miejscami djentowe (!) Expiring, zahaczające o ejtisy Hostile, metalowe (!!) Hiding, na dubstepowym Save Me kończąc. Oczywiście, nie ma co próbować wkładać muzykę Proxów do konkretnej węższej szufladki. Duet bardzo subtelnie lawiruje między jedną charakterystyką, drugą i trzecią, by dać się złapać w coś bardziej konkretnego niż „fajne disco”.

By być do końca szczerym. Debiut By Proxy to na pewno nie półka eksperymentalnej elektroniki, propagowanej m.in. przez Wojciecha Kucharczyka z Mik Musik!. Na Ecotone nie usłyszymy żadnego nowatorskiego dźwięku czy prób wyjścia poza stylistyczne ramy. Ale to rasowe, brudne electro spreparowane z finezją. A tej nie sposób odmówić znaku jakości. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/byproxypl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni