14 października 2014
Mastabah: I Hate You (Nasiono Records, 2014)
Co za czasy! Wytwórnia specjalizująca się w trójmiejskim „niezalu” bierze do swojej stajni zespół deathmetalowy.
Cóż, widocznie w roku 2014 żadna muzyka nie chowa się już tylko w swojej niszy, a wydawcy, którzy do tej pory specjalizowali się w dźwiękach raczej łagodnych i psychodelicznych, biorą się za bary z muzyką ekstremalną. To chyba nie jest zły objaw? Tak czy inaczej, wszystko się zgadza: Mastabah pochodzi z Trójmiasta, a ich twórczość trudno opisać słowami innymi niż „niszowa” i „niezależna”. Biorąc pod uwagę powyższe czynniki ciężko się dziwić, że ich nową płytę wydało Nasiono Records.
Mastabah to doświadczeni zawodnicy - przez lata występowali pod szyldem Dark Legion, a obecna nazwa towarzyszy im już od dekady. Ich debiutancki mini album zaszczycił swoim głosem sam Chudy z Traumy, jedno z najlepszych deathmetalowych gardeł Rzeczpospolitej, a ich pierwszy krążek Quintessence of Evil został przyjęty owacyjnie. Panowie dobrze znają swoje rzemiosło i nie spodziewałem się na drugim albumie znaleźć żadnej chały.
I Hate You to trzydziestopięciominutowa podróż dla wytrwałych miłośników gatunku. Jeśli z death metalem jesteś na bakier, drogi Czytelniku, i nie ma dla Ciebie żadnej różnicy pomiędzy Deicide a Morbid Angel, to naprawdę możesz odpuścić sobie dalszą lekturę tej recenzji. Mastabah nie patyczkują się ze słuchaczami, od razu atakując chaotycznymi, tłustymi riffami, a kilotony blastów sypią się do uszu, przetykane niekiedy zwolnieniami z raźno młócącą, podwójną stopą. Odbiór dodatkowo utrudniają wokale. Odpowiedzialny za nie Goro, lider zespołu, preferuje bardzo głęboki, basowy growling (zwany fachowo gutturalem), co sprawia że słowa są potwornie trudne do odcyfrowania. Śpiew swój dla urozmaicenia przeplata histerycznym krzykiem, a także klasycznymi „świniakami”. Sprawia to ogólne wrażenie obcowania z potężną ścianą dźwięku, którą trudno objąć uszami, a co dopiero rozumem.
Jest to jednak zaledwie pierwsza warstwa tego albumu. Kiedy już przez nią przebrniemy, okaże się, że w tych dziesięciu utworach dzieje się całkiem sporo. Riffy to nie tylko klasyczna, deathmetalowa sieczka. Trafia się mnóstwo blackmetalowych naleciałości, które pozornie nikną pod skompresowaną, twardą produkcją. Panowie bawią się też nieco techniką, starając się – z lepszym lub gorszym skutkiem – wplatać nieco groove’u w swoją grę. Daje to ciekawe efekty np. w Undead Orchestra, gdzie uzyskujemy jakby taneczny rytm, chociaż nie jestem pewien czy autorzy chcieliby to tak nazwać. Od czasu do czasu mocną strukturę utworów rozrywa dynamiczne solo Vnuka, który dysponuje naprawdę niezłymi umiejętnościami w tym zakresie. Wreszcie wszystkie utwory połączone są ze sobą ambientowo-klasycyzującymi wstawkami, które spinają album w jedną całość i dają chwilę oddechu słuchaczowi.
Cóż pochwalić, a cóż zganić? Poza tym, co już wymieniłem, na pochwały zasługuje oprawa graficzna, przypominająca stary album ze zdjęciami. Dodatkowo sami muzycy zostali wystylizowani na nobliwych dżentelmenów, co w jakiś absurdalny sposób koresponduje z zawartością płyty. Na minus zapisać muszę natomiast kwestie produkcyjne. Bas słychać tylko wtedy, kiedy ucichną gitary – a i wtedy bardzo słabo. Natomiast brzmienie perkusji woła o pomstę do piekła. Z Thorne’a okładającego gary w Mastabah jest ostry zawodnik, wie to każdy, kto miał okazję zderzyć się z płytami Sphere, gdzie również okłada od wielu lat naciągi. Tutaj zaś cały kunszt jego gry ginie w kartoflowatych tomach, tekturowym werblu i tak potwornie striggerowanych stopach, że odpadają od tego uszy. Domyślam się, że płyta miała być skompresowana i surowa, ale te stopy brzmią gorzej niż młot pneumatyczny, który przez wakacyjne miesiące szalał na szkolnym boisku za moim oknem.
Poza tymi bolesnymi mankamentami I Hate You ma w sobie wszystko, żeby zostać płytą docenioną przez fanów brutalnego death metalu. Jest surowa, agresywna, nieprzystępna i pokazuje niebanalne umiejętności kompozytorskie jej twórców. Mimo wszystko zażaleń nie przewiduję. [zeno]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/mastabah.band
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz