29 października 2014

Thaw: Earth Ground (Witching Hour, 2014)


Dobrze się dzieje w państwie polskim. Potężna blackmetalowa ofensywa, która od dwóch lat zalewa wielkie połacie naszego kraju, wciąż przybiera na sile. Liczba zespołów parających się „czarną sztuką” na światowym poziomie rośnie w zastraszającym tempie. Być może na czele tego ruchu wciąż stoją nawiedzeni mistycy z grupy Let The World Burn, ale po łydkach kąsają ich już młode, głodne wilki. Sosnowiecki Thaw, lider tej watahy, powrócił właśnie z drugim albumem, morderczym acz trudnym w przyswojeniu Earth Ground.

Ostatnie dwa lata były wyjątkowo płodnym czasem dla kwintetu. Ukazał się debiutancki album oraz splity z Outre i Echoes of Yul. Teraz na tapetę wkroczył album numer dwa, a tuż za rogiem czają się reedycje obydwu ich demówek. Zespół dokonał też sporej medialnej ofensywy, w czym wydatnie pomogła im trasa z Behemoth oraz występ na tegorocznym Off Festiwalu. Dorzućmy do tego sporą ilość różnorodnego merchandise’u oraz płyty wydawane w kilku formatach (w tym na kasetach). Nie chciałbym złośliwie stwierdzić, że panowie wciskają się słuchaczom na siłę, ale bez wątpienia wiedzą jak marketingowo poruszać się w muzycznej rzeczywistości.

Earth Ground to czterdzieści minut surowego biczowania w szybkich i średnich tempach. Zespół zwalnia wyraźnie dopiero pod koniec płyty. Jednak bez względu na osiąganą prędkość, dla muzyków liczy się przede wszystkim klimat odgrywanych utworów. Wszystkie numery pełne są podskórnego napięcia, które objawia się zarówno we wściekłych, blastowanych kanonadach, jak i w dysonansowych zwolnieniach czy industrialnym posmaku, czającym się na drugim planie. Struktura kawałków jest dość uproszczona – w gruncie rzeczy to prosty black metal. Z tą różnicą, że melodyjne bzyczenie zastąpione zostało psychodelicznym, atonalnym riffem. Umiejętność pomysłowego łączenia tych kompozycyjnych klocków jest największą zaletą Thaw. Drugą jest bycie szczerze zaangażowanym w swoją muzykę. Bez autentycznej erupcji gniewu i nienawiści nie ma prawdziwego black metalu, a tu dostaniecie każdą z tych emocji podaną na talerzu.

„Znawcy tematu” zwykli patrzeć na tzw. post-blackmetalową scenę (do której zaliczany jest Thaw) z wielkim pobłażaniem, jak na hipsterską zabawę dzieciaków, które nagle odkryły pierwsze płyty Darkthrone. Zagłębianie wyprowadzają owych kpiarzy z błędu w sposób dobitny. Nie zdecydowali się na pójście w modne eksperymenty z ambientem czy post rockiem. Nagrali za to album, który zdaje się być kwintesencją dzisiejszego „blackowania”. Earth Ground to z jednej strony agresywna dzicz, z drugiej przemyślany koncept, wyrazista strona wizualna i muzyka, która posiada swoje drugie dno. Właśnie dzięki takiej postawie ten gatunek żyje i ma się dobrze. Być może w kręgach alternatywy jest teraz moda na black metal, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby znudzeni sobą i życiem brodaci okularnicy potrafili wejść w świat Thaw na dłużej niż pół godziny koncertu na modnym festiwalu.

Sami musicie ocenić czy uznacie propozycję grupy Artura Rumińskiego za godną swojej uwagi. Być może część z Was znajdzie w niej tylko atonalny hałas. Ja jednak od początku podejrzewałem, że ten zespół to coś więcej niż tylko sensacja sezonu. Cieszę się, że Earth Ground te podejrzenia potwierdziło. [zeno]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/THAWnoise 

2 komentarze:

  1. czas wybrać się do empiku i sprawdzić tą pozycję :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z lepszych polskich zespołów około-blackmetalowych! [MP/npfh]

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni