10 października 2014
Lola Lynch: In Reverse (wyd. własne, 2014)
Biegnij, Lola, biegnij - po swoje pięć minut.
Poznański sekstet nie od razu zyskał moją sympatię i zaufanie. Na pierwszych EP-kach brakowało im czegoś, co przykuwałoby uwagę i podnosiło poziom emocji. Najwyraźniej zespół wyciągnął wnioski, można też przypuszczać, że osoba producenta i realizatora długogrającego debiutu odegrała pewną rolę. Na In Reverse słychać rękę „Perły” Wejmanna, jego miłość do łączenia przejrzystości i selektywności brzmienia instrumentów z brudem, hardrockowym ciężarem, przesterami i mocno osadzoną sekcją. Dzięki niemu album wypada naprawdę rasowo. Nie chcę przy tym umniejszać roli samych muzyków – to przecież oni napisali te dwanaście piosenek i nawet najlepszy realizator nic by nie zrobił ze słabym materiałem.
Album wypełniają żwawe numery ulokowane w tradycji amerykańskiego garażowego grania. Fajne i – co mnie pozytywnie zaskoczyło – pomysłowo zaaranżowane melodie przeplatają się z agresywniejszymi momentami bezkompromisowego napieprzania. Może nie posunęli się tak daleko jak The Lillipops na swojej drugiej płycie, ale i tak pewne rozwiązania potrafią zaskoczyć odwagą. Weźmy takie Nobody’s Country. Z pozoru zwykła, „lajtowa” pioseneczka. Tu jakaś slide gitarka, tu popowe wokalizy. Ale posłuchajcie, co się zaczyna dziać pod koniec drugiej minuty. Najpierw ciężkie walnięcie bębnów, potem ostro przesterowane solo, potem kapitalny damsko-męski duet, wyciszenie i do końca jakieś atonalnie brzęczące sonicyouthy. Uff!
Lynchowie lubią zresztą przyłoić nie raz. Łagodne Sunlight wieńczy kakofoniczna część finałowa, Vanilla jedzie na niemal stonerowych przesterach, Out Of Control serwuje intensywną jazdę na ciężkich dragach, I Wanna Kiss Your Man Goodbye to prawdziwa ekstaza niskich tonów, a końcówka poraża prądem kąsającej gitary. Gitarzyści mają na siebie pomysł, a patenty przez nich stosowane robią wrażenie brawurowym wykonaniem (potężne Big Guns, świdrujące uszy Reluctant).
Wokalistka Marcelina Polniak nie dysponuje może tak charakterystycznym głosem jak Kasia Staszko z Lollipops, ale ma dryg do śpiewania urzekających linii melodycznych. Spróbujcie oprzeć się refrenowi These Cats Killed My Baby, powstrzymać łzy wzruszenia przy dramatycznie zaśpiewanym Make Your Day, zignorować genialnie zanucone „uuu” (jak wiele można wycisnąć z takiego banalnego dźwięku) w I Wanna Kiss Your Man Goodbye.
In Reverse to płyta świetnie zgranego zespołu. Tu nikt nie gwiazdorzy, każdy pracuje ciężko, by wszystko chodziło jak w precyzyjnym mechanizmie. Lubię takie płyty, bo wiem, że będę ich słuchał przez lata. One nie starzeją się tak szybko jak te nowości, które olśniewają po pierwszym odsłuchu, a po czwartym wywołują ziewanie. Prorokuję In Reverse długie życie w wielu odtwarzaczach. Kupujcie! [m]
Strona zespołu: http://www.lolalynch.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz