7 stycznia 2015

Hurtownia: Harry & The Callahans, Juvenate, Lili Liliana, Loa Frida


W dzisiejszym wydaniu Hurtowni zaczniemy od jazgotu, a potem będzie już tylko ładniej i łagodniej. Na pewno znajdziecie coś dla siebie!

Harry & The Callahans: Leather Highway (Midnight) (Jasień, 2014)


Na potrzeby promocji zespół i wydawca wymyślili sprytną historyjkę o tym, jak to muzycy krakowskiego Kaseciarza trafili przypadkiem na archiwalne nagrania zespołów z Detroit, wśród których znalazły się też nigdy nie wydane na LP kawałki legendarnej formacji Harry & The Callahans. Tak im się spodobały, że postanowili skontaktować się z matką lidera i wydobyć od niej piosenki oraz zgodę na ich wydanie. W Polsce. W mikroskopijnym labelu Jasień.

Naprawdę ktoś łyknął tę bajeczkę?

Okej, niech im będzie. Na potrzeby WAFP przyjmijmy jednak, że jest to poboczny projekt Kaseciarza. Projekt całkiem udany i bardzo w klimacie Macieja Nowackiego i Łukasza Cegiełki. A raczej tego drugiego, wszystko bowiem wskazuje, że to właśnie basista Kaseciarza jest siłą przewodnią Callahansów. Ale mogę się mylić, jak to w dziennikarstwie śledczym bywa. Smile.

Jest więc to, czego oczekiwalibyśmy od miłośników brudu i Kalifornii (choć Detroit to zupełnie inne współrzędne na mapie USA): automat perkusyjny, przesterowane riffy zlewające się w ścianę dźwięku, skandowane teksty, długie psychodelizujące solówki, no i Devo. Jazgocze to aż miło. Hipnotyzuje i otumania na długie minuty. Stylizacja na koniec lat 70. przednia. Pomysł fajny, wykonanie również. Warto znać.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/HarryAndTheCallahans



Juvenate: Juvenate EP (Mysia Nora, 2014)


Trochę grzeczniej. Juvenate to nowe trio z Krakowa, które swoją muzykę określa jako art pop. Albo termin ten wymyśliła ich menadżerka. Może ze zbytnią emfazą, wszak zespołów grających podobnie – miło, melodyjnie i bez przesterów – jest dziś w PL całkiem sporo i nie roszczą sobie one pretensji do twórców sztuki.

Juvenate radzi sobie całkiem sprawnie. Ich gładki pop zręcznie wślizguje się do głowy, a kiedy w kompozycjach pojawia się więcej gitary czy partie pianina, nabierają jakiejś takiej szlachetności (Take Your Time, Impersonal Dream). Dobrze też, że nie idą w pączki i ich piosenki nie są przesłodzone. Nuta dramatyzmu i pewnej oschłości są jak orzeźwiający powiew w całym tym zalewie kapel naśladujących brzmienia Kamp! (Breaking The Rules).



Strona zespołu: https://www.facebook.com/JuvenateKRK



Lili Liliana: Szczaw (wyd. własne, 2014)


Nastoletnia (tak obstawiam) Ada Krawczuk z Elbląga. Tylko ona i jej gitara. Oraz sporadycznie perkusja. I pies Ryszard. Ogólnie rzecz biorąc: lo-fi pełną gębą. A przy tym kupa fajnych melodii zamkniętych w akustycznych piosenkach. Wcale nie banalnych, wcale nie ckliwych. Czasem smutnych, czasem zadziornych.

Ada, czy też Lili, nie dysponuje wspaniałym głosem, nie gra też na gitarze w sposób wyjątkowo zwracający uwagę. Ale ma tę umiejętność klecenia dźwięków, która sprawia, że jej piosenek po prostu się słucha. Z dużą przyjemnością.

Płytę rozpoczyna – a jakże – Początek, w którym słychać i perkusję, i syntezator, i pianino. Całość brzmi intrygująco i całkiem profesjonalnie, biorąc pod uwagę, że dziewczyna wszystko zgrywała samodzielnie. Potem dominują już piosenki na gitarę, głos i... dzwonki. Dużo dzwonków. Jeśli więc lubicie „cymbałkowe rozczulenie”, ta płyta jest właśnie dla was.

Z 12-utworowego zestawu wyróżniłbym energetyczne Może (niebanalna melodia zwrotek i wzruszający refren), delikatne, pobrzmiewające utraconym bezpowrotnie dzieciństwem Gdybyś chciał, zamaszyste, rytmiczne Z lepszej strony, niepozorną Redundancję (perka!), kojarzące się z najlepszymi piosenkami Anity Lipnickiej M, pełną ciekawych odgłosów w tle Przyszłość, piękne Cokolwiek zrobię.



Strona artystki: https://www.facebook.com/lili.liliana.spiewa



Loa Frida: Pop-Fiction EP (wyd. własne, 2014)


Anka Ujma to polska wokalistka od lat mieszkająca we Francji, tam też tworzy. Zauważyliśmy ją już dość dawno temu, a ja osobiście zawsze chłonąłem każdą informację z Facebooka artystki. Która niestety nie jest zbyt hojna w dzieleniu się swoim talentem w postaci rejestrowanej, bo wydane przez nią nagrania (już pod szyldem Loa Frida) zamykają się w liczbie 7. Wliczając w to bohaterkę dzisiejszego wpisu, czyli zaledwie trzyutworową EP-kę.

Warto jednak było poczekać – Pop-Fiction to piękny prezent dla miłośników eleganckiej elektroniki  i dziewczęco uroczych piosenek. Kojarzących się trochę z Anją Garbarek, trochę Stiną Nordenstam.  Z pomocą swoich francuskich przyjaciół stworzyła muzykę oniryczną, rozwibrowaną, pełną przestrzeni i detali – choć nie pozbawioną wyraźnego rytmu. Spośród tych trzech ledwie kompozycji na najwyższe uznanie zasługuje rewelacyjne Space Is The Place z perlistymi partiami wibrafonu, oszałamiającymi wokalizami Anki i frenetycznymi partiami klawiszy. A przy tym numer jak najbardziej do tańca!



Strona zespołu: https://www.facebook.com/LoaFrida

Polecał [m]

1 komentarz:

  1. Lili Liliana - mistrzowska płyta!
    Aż dziw bierze, że sama artystka jest tak mało znana!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni