18 listopada 2015

Sambor: Bruksizm (Sambor Music, 2015)


Fiu, fiu, nie spodziewałem się tak przyciężkiej płyty po Samborze Kostrzewie!

Pamiętam dobrze debiut sprzed dwóch lat, którym młody człowiek z Tych próbował zawojować świat inteligentnym i świetnie zagranym popem. Na Yesterday Is Unknown było parę niezłych melodii, mnóstwo interesujących aranżacji, ale album nie porwał szerszej publiczności. W końcu było to tuż przed zmasowanym atakiem elektronicznego popu. Dziś muzyk wyciągnął wnioski i na nowym albumie elektronika jest już na głównym planie. Aczkolwiek powiedział też „pas” jeśli chodzi o mocne refreny, przebojowe zwrotki i próby wkupienia się na facebookowe polecanki.

Na Bruksizmie Kostrzewa postanowił dać upływ emocjom, które powodują tytułowe zgrzytanie zębów. A co go takiego gryzie? Wiadomo, korpo-życie. Ze wszystkimi jego nieciekawymi przejawami. Rutyna, sztuczny uśmiech, dwulicowość przyjaciół, prochy na sen, stany paranoidalne, za zimna kawa w Starbucksie. Takie tematy zazwyczaj podejmują albo raperzy (na płycie gościmy jednego z nich), albo hardcorowcy. Przy czym Sambor nie jest dosadny, wulgarny czy zbuntowany. Teksty są wyraziste, ale to bardziej codzienna kronika, kalejdoskop obrazów z kolejnego, szarego, niewesołego dnia. Gdzieniegdzie są przebłyski cieplejszych emocji, choć - jak to bywa w takich przypadkach - korpo się nienawidzi, ale żyć bez niej też trudno. I podświadomie gra się według jej reguł. Na przykład na singla wybierając Queen - piosenkę wyśmienitą, melodyjną, przebojową wręcz - ale zupełnie nie reprezentatywną dla reszty albumu.

Gdyż i w warstwie muzycznej jest mnóstwo zgrzytania zębami. To, że Sambor otoczył się zdolnymi ludźmi, to wiadomo od czasu debiutu. Tu panowie kolejny raz stają na wysokości zadania tworząc strukturę dźwiękową odpowiednio korespondującą z tyradami przygnębionego życiem wokalisty. Już w numerze tytułowym mamy nerwowo działającą sekcję rytmiczną. A im dalej, tym dziwniej, mroczniej, bardziej abstrakcyjnie. Dość wspomnieć zimny refren Ene, Due, Rabe, psychodeliczno-jazzujący duet z Maciejem Obarą w Paranoi czy czerpiący z dokonań trip-hopu FTW. Ciekawe to wszystko. Nie zachwycające - po prostu ciekawe.

Bruksizm nie przyniesie Samborowi rozgłosu, mimo pójścia w mocną elektronikę i odważniejsze śpiewanie po polsku. Tego chłopaka stać na więcej na poletku modnego electro-popu. Ma ku temu wszelkie predyspozycje. Ale ten album jest intencjonalnie popsuty i odpychający. Widocznie artyście takie odsłonięcie, oczyszczenie się było potrzebne. To płyta o CZYMŚ, co w tej dziedzinie jest rzeczą mało spotykaną. Dlatego trzeba jej posłuchać. Ale niekoniecznie polubić. [avatar]



Strona artysty: https://www.facebook.com/sambormusic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni