13 sierpnia 2013

Rita Pax: Rita Pax (Chaos Management Group / Penguin Records / EMI, 2013)


Monologi waginy.

Jakoś nigdy specjalnie nie interesowałem się poprzednimi dokonaniami Pauliny Przybysz: w duecie z siostrą czy późniejszej Pinnaweli. Jednak gdy usłyszałem ją na płycie Foksa, już wiedziałem, że muszę przyłożyć ucho do jej najnowszego projektu Rita Pax.

Zespół tworzą starzy wyjadacze sceny pop i indie. Z jednej strony jest Katarzyna Piszek, która współtworzyła przebojowe albumy takich wokalistek, jak Novika, Brodka czy Karolina Kozak – z drugiej bracia Zalewscy (Excessive Machine, Newest Zealand) i Remek Zawadzki z Afro Kolektywu. Prawdziwy dream team, który postanowił zagrać nowoczesny (no, w miarę) soul za pomocą tradycyjnych instrumentów – bez laptopów, sampli, całej tej popularnej dziś elektroniki. Brzmienie Rity jest niesamowite: plastyczne, głębokie, rozbudowane. Słychać to najlepiej w otwierającym płytę, genialnym Brain. Początek pełen przeszkadzajek i perkusjonaliów, wejście stopy i chórku, wreszcie tąpnięcie basu startującego z uderzeniem w werbel. Ależ miazga! Do tego wokal Pauliny odpowiednio przybrudzony – nie ma mowy o porcelanowym popie, to powrót do funkowej mocy Motown, która jest w stanie kruszyć mury bez rozrywania membran głośników.

Właściwie jest to dość spokojna płyta, ale dynamika dźwięku jest tak szeroka, że nawet balladowe utwory nabierają potwornego poweru, czy to za sprawą sekcji, czy wejść gitary elektrycznej (I On You, Psycho Soul, What If). Nad Ritą unosi się beatlesowski duch i nie chodzi wyłącznie o cover Instant Karma. Posłuchajcie Sunny Spine, prowadzonego dostojną i czystą linią pianina, przeciętą Harrisonowską solówką i barokowym akcentem smyczków oraz instrumentów dętych. To również świetne „czarne” kawałki: Psycho Soul ze zmysłowymi chórami, mój ulubiony Moan (to, co dzieje się na wysokości 1:30 jest prawdziwym mistrzostwem świata), jazzującego Sweet Blank. Zaskakujące jest to, że Paulina stosuje czasem techniki wokalne, których spodziewałbym się raczej po Gabie Kulce czy Sam Brown (pamięta ktoś coś poza przebojem Stop?), zaskakujące jest także odkrycie, że tak przereklamowany zespół, jakim jest Foo Fighters, posiada w swoim dorobku dobre kompozycje – tylko trzeba je odpowiednio zagrać (cover The Pretender).

Tekstowo Paulina radzi sobie z ogarnianiem aktualnych i uniwersalnych tematów, posługując się czymś w rodzaju mniej ortodoksyjnego strumienia świadomości (znaczy, da się zrozumieć, o co chodzi). W piosenkach jest o znudzeniu natłokiem informacji wywołującym lenistwo umysłowe (Brain), jest próba odniesienia się do dzisiejszego świata emigrantów (I On You) czy nawet komentarz polityczny (Moan). Trochę tego Lennona na Paulinę spłynęło...

Słucha się tego nad wyraz dobrze. Bo to dobra płyta jest. Popowa i niepopowa jednocześnie. [m]

PS. Za umieszczenie cipki na okładce +10 do szacunu!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni