4 grudnia 2014

Gaba Kulka: The Escapist (Mystic, 2014)


Trochę obawiałem się nowej płyty Gaby. Od czasu wydania Hat, Rabbit minęło pięć lat, a sama artystka pojawiła się gościnnie na tylu płytach, iż trudno było znaleźć punkt oparcia, w jakim kierunku rozwiną się jej solowe dokonania.

Lubię właściwie każdy projekt, w którym maczała palce, ale w pewnym momencie zaczęło mi się tęsknić do krajobrazów, w których grała główne skrzypce. Na szczęście dla mnie, pani Gaba przed przystąpieniem do nagrania The Escapist najwyraźniej przesłuchała swoje wcześniejsze płyty. Dziewczynie, tak jak wcześniej, nie trzeba wiele, by stworzyć skrzącą się emocjami kompozycję. Tu wciąż pierwszy plan dzierży fortepian i perkusja. Choć coraz bezczelniej dochodzi do głosu bas i zamszowe partie oldschoolowego klawisza. Czyli znów mamy okazję utonąć w dźwiękach, jakie polubiliśmy u Tori Amos i Dresden Dolls. A utonąć można właściwie co utwór. Gabriela Kulka jawi się jako gawędziara, ujmująco opowiadająca swoje eskapistyczne historie. I nieważne, czy przybiorą one postać kołysanki (Z marcepana) czy kabaretowej rewii (X). Jej zwyczajnie chce się słuchać.

Ciężko powiedzieć o The Escapist, że to jazzowa płyta. Ociera się, dość często, ale tylko ociera o jazzowe rozwiązania. Kulka tworzy swoją wizję ambitnego popu, skromnie mieszając patenty wyćwiczone przez wszystkie lata pracy zawodowej. Ale jedna cecha odróżnia ją od masy popowych i jazzowych śpiewaczek. Pokora. Nie, nie chodzi mi o uwielbienie tradycji i bogobojnego trzymania się gatunkowych aksjomatów. Gaba śmiało eksperymentuje. Z głosem, tempem, poziomem głośności, formą. Ale te wszystkie ekwilibrystyczne połamańce są po coś. I tworzone są z szacunkiem. Owszem, domyślam się, że w sprawie emisji głosu dziewczyna może odlecieć bardziej, sięgnąć po niespotykane rejestry czy odstawić trzecie Buenos Aires. Pytanie - po co? Kulka nie widzi sensu w chwaleniu się. Słuchacz wie dobrze, że kobieta może „ryknąć” w każdej chwili. Ale zamiast tego woli sięgnąć po inne środki ekspresji. Choćby schować głos za ścianą w Bad Wolf. Podobnie podchodzi do hitów. Na albumie mamy Wielkie wrażenie, totalnie radio-friendly numer, wpadający w ucho, wprawiający w błogość miękką pracą sekcji rytmicznej. I z kapitalnym, inteligentnym tekstem. Powtórzę jeszcze raz - pokora. Pokora i szacunek dla słuchacza. Bez próby sprzedania półproduktu, pójścia skrótem, wywołania taniego efektu. A słuchacz to czuje. I szacunek odwzajemnia.

Choćby słuchając Phantom Limb z dość nieoczekiwanym brudnym riffem pośrodku. Albo Mastodon Heart, który brzmi jakby Kate Bush próbowała poromansować z muzyką gospel. Nie sposób nie pokiwać głową z uznaniem na pokręcone dźwięki w Keep Your Eyes Peeled. Zakochać się w Z marcepana. Powyć razem z Gabą w Bad Wolf. Pobujać przy kawałku tytułowym. Ok, utwór numer osiem wybaczam. Gorsze chwile zdarzają się najlepszym.

Można być bardziej przebojowym, medialnym, empatycznym. Można zgarniać nagrody i być zapraszanym jako objawienie do telewizji śniadaniowych. Ale wystarczy sobie włączyć The Escapist. Wówczas na twarzy każdej krajowej szansonistki pojawi się niemiły grymas... To chyba będzie zazdrość. [avatar]



Strona artystki: https://www.facebook.com/kulkagaba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni