Na rynku pojawiło się właśnie czwarte wydawnictwo Furii,
kolejne już prezentujące naturalny progres kapeli. Choć jeśli chodzi o
nomenklaturę – mogliby się cofnąć do swojego pierwszego krążka. Bo ta płyta to
prawdziwa Martwa Polska Jesień.
Po raz kolejny otrzymujemy swego rodzaju, typowo Furiowy,
konceptualizm – bo tak samo, jak wszystkie inne ich nagrania, Nocel nie
może być oceniany wybiórczo. Nie może być rozkładany na cząstki i czynniki
pierwsze – każdy utwór odpowiednio zabrzmi jedynie w kontekście całej płyty.
Dostajemy więc osiem utworów w duchu psychodelicznego
black metalu. I choć w wypadku innych płyt czy EP-ej Furii wielu narzekało na
dłużenie się, tutaj nie można narzekać na nudę z jednego prostego powodu –
monotonia została wyparta przez hipnotyzm. Takie riffy, jak powtarzający się
przez blisko dwie minuty motyw główny w Zamawianiu drugim czy
końcówka My bełkoczą wprowadzają w specyficzny rodzaj transu.
Transu psychotycznego zakrawającego to o schizofrenię, to o depresję. Nihil nie
dość, że z każdym kolejnym nagraniem rozwija się jako muzyk, to jeszcze
szlifuje manipulowanie emocjami odbiorcy do perfekcji.
Gdzieniegdzie co prawda przebijają się na tej płycie
słabsze momenty – jak nieco irytujące momenty przeznaczone na spoken word w Niezwykle
nieludzkiej nieprzyzwoitości, czy, przynajmniej subiektywnie,
średnio pasujący do konstrukcji płyty Nigdy i nigdzie, choć
ratowane wokalem Nihila. Pod naporem pozostałych dźwięków wady te giną jednak w
świadomości słuchacza.
To nie jest album, który włączamy, gdy za oknem świeci
słońce. Nie włączamy go też, gdy zapada zmrok, światło świeci się w pokoju, a
ktoś krząta się po domu. Powinien być słuchany przy zgaszonym świetle, ciemną
nocą. Dopiero wtedy dopada nas chęć na prawdziwy taniec Opętaniec.
Jedynie Ogromną nocą.
I właśnie ta ciemna, czy też ogromna noc, jak i rozwój
muzyczny Nihila wzbudzają moje, na pewno kontrowersyjne, skojarzenie z Converge.
Dlaczego? Bo Nihil jest jak Bannon na najnowszej płycie chłopaków z USA –
wokalnie daje z siebie wszystko. Krzyczy, skrzeczy, growluje, recytuje, zdziera
sobie struny głosowe do granicy bólu. Bo rozwój ten umożliwił obu kapelom
wydanie swoich najmroczniejszych i najlepszych płyt.
I choć muzycznie nie ma między nimi podobieństwa –
attitude wszystkich dojrzałych kapel zbiega się prędzej czy później. Tak jak
panowie z Salem osiągnęli swój szczyt, tak samo zrobili to ci z Katowic. Tak
samo z ich linią zbiega się linia progresu wielu innych kapel. Właśnie te,
które od początku były obiecujące, a w pewnym momencie osiągają swój moment
szczytowy obserwować najmilej. Jeszcze raz – przed państwem Furia i ich nowa
płyta – Nocel. Niezwykle nieludzko przyzwoita. [Igor Prusakowski]
Strona zespołu: http://let-the-world-burn.org
trafiłam tutaj przypadkowo, a tu tyle ciekawych wpisów! będę zaglądać regularnie :)
OdpowiedzUsuń